Pamiętnik byłego Asgardczyka - Rozdział 9
Loki'emu zajęło dłuższą chwilę doprowadzenie swojej nowej znajomej do stanu, w którym mogła swobodnie się poruszać i być względnie wyleczona, ale gdy mu się to udało był z siebie naprawdę dumny. Oczywiście znał magię leczniczą i był w niej mistrzem, jednak nigdy nie przeprowadzał leczenia na kręgosłupie Midgardczyka, co go dodatkowo stresowało. Mimo to gdy skończył nakazał blondynce nie ruszać się z jego łóżka i odpoczywać do czasu, aż pozwoli jej wstać, by dziewczyna mogła się zregenerować i odpocząć. Nawet jeśli uleczył jej plecy, to ciało mimo wszystko było wykończone i potrzebowało się wyciszyć i doprowadzić do stanu równowagi w jakim powinno być od dawna.
Chłopak odetchnął głęboko i padł na kanapie w salonie, otoczony wpatrującymi się w niego Avengers'ami i doskonale zdawał sobie sprawę, że należą im się wyjaśnienia, chociaż kompletnie nie miał głowy by o tym teraz myśleć. Z wdzięcznością przyjął od Petera, który w tym czasie zdążył już wrócić do domu zawiadomiony przez Nat o zaistniałej sytuacji, butelkę zimnego kakao i od razu wybił połowę jej zawartości. Nawet nie zdawał sobie sprawy, że był aż tak spragniony.
-Wyjaśnisz nam, kim jest ta dziewczyna?
W końcu jednak ktoś musiał przerwać ciszę i tym kimś okazał się być nie kto inny, jak sam agent Burton. Brunet westchnął cicho i zakręcił szklaną butelkę, zastanawiając się, od czego ma zacząć.
-Peter i ja poznaliśmy Dianę jakiś czas temu. Dziwnym trafem dostała ataku paniki na stołówce w porze lunchu.
-Dlaczego uważasz, że był to dziwny traf?
Jego opowieść już na samym początku przerwał zielony doktorek, przyglądając mu się z uwagą i bawiąc się w dłoniach swoimi okularami.
-Ponieważ dostała go w momencie, gdy zacząłem wspominać złe czasy, przez które przeszedłem. Jej atak był nagły i bardzo silny. Nie wiem, czy to był przypadek czy nie, ale zaniepokoiło i zaskoczyło mnie to. W każdym razie razem z Peter'em zabraliśmy ją do łazienki i pomogłem jej się uspokoić przy pomocy magii. Wiem, że to było głupie ale jej stan był poważny a Peter błagał mnie, bym jej pomógł.
Przy tych słowach spojrzał na Petera dając mu swego rodzaju ostrzeżenie. Pajączek nie może się wygadać, że sytuacja wyglądała trochę inaczej a on mu nic nie zrobi i dalej będzie jego przyjacielem.
-Gdy zauważyłem ją kilka dni później postanowiłem z nią porozmawiać. Całe szczęście nikomu się nie wygadała i nie miała takiego zamiaru. Później jednak okazało się, że poluje na mnie niejakie szkolne trio, samozwańcze królowe naszej szkoły. Postanowiłem więc zagrać im na nosie i razem z Dianą ustalilismy plan działania. Udajemy parę tak, by wszyscy nam uwierzyli a gdy trio zaatakuje, ja je odrzucę. Tak też zrobiliśmy.
Tu zawiesił głos i uśmiechnął się do samego siebie przypominając sobie zbaraniałe miny trójki nastolatek, gdy tak bezceremonialnie upokorzył je przy całej szkole.
-Niestety, jak się okazało, miało to swoje konsekwencje. Mieliśmy jeszcze jakiś czas pociągnąć ten teatrzyk, by nie dawać nikomu powodu do kolejnych plotek i umówiliśmy się po lekcjach pod szkolną bramą. Gdy Diana się nie pojawiła poszedłem jej poszukać. Okazało się, że to te trzy niewydarzone królowe zaatakowały ją w szkolnej toalecie. Z obrażeń Diany wynika, że miała lekko uszkodzony kręgosłup, co na szczęście udało mi się uleczyć a prawdopodobnie było wynikiem spotkania odcinka lędźwiowego kręgosłupa z kaloryferem, gdy pustaki pchnęły ją na ścianę, oraz pomniejsze urazy jak zadrapania czy siniaki, których jeszcze nie ruszyłem. Jej organizm mogłby nie znieść tak dużej dawki regeneracji. Mogłem jedynie uśmieżyć jej ból i uleczyć kręgosłup, co zniosła bardzo dobrze, jednak lepiej nie ryzykować jej śmiercią przy leczeniu takich bzdet jak małe ranki.
Wyjaśnił i nikt mu już nie przerywał aż do końca jego wypowiedzi, chłonąc każde jego słowo. Nikt w tym domu nie miał wątpliwości co do tego, że mówił on prawdę i nie starał się ich wykiwać, jak mogliby się tego po nim spodziewać. Westchnęli cicho i spojrzeli po sobie, zastanawiając się, jak zareagować. Większość z nich już dawno skończyła szkołę a niektórzy nawet nigdy w niej nie byli, nie wiedzieli więc, jak mają rozwiązać tę sytuację.
-Diana zostanie u nas do czasu, aż poczuje się lepiej. Daj mi numer do jej rodziców, dam im znać, gdzie jest.
Zarządziła w końcu rudowłosa kobieta, ściągając na siebie wzrok wszystkich obecnych w pomieszczeniu i biorąc do ręki swój telefon komórkowy.
-Przykro mi, ale nie jest to możliwe. Nie mam pojęcia, kim są jej rodzice ani gdzie mieszka.
-Zapisz mi więc na kartce jej nazwisko, zajmę się tym.
Polecił Iron Man a gdy otrzymał krótką notatkę zniknął w swoim gabinecie, chcąc od razu zająć się tak naglącą sprawą. Doskonale wiedział, że gdyby był na miejscu rodziców tej dziewczyny, chciałby od razu wiedzieć, co się dzieje i gdzie przebywa jego dziecko.
-My również mamy trochę do roboty. Musimy jak najwięcej dowiedzieć się o twojej przeszłości, Loki.
Zauważył Dr. Stone, zwracając znów uwagę na nastolatka, który w cale nie miał na to ochoty, ale doskonale wiedział, że nie ma od tego ucieczki, jeśli chce tu zostać.
-Od czego mam zacząć?
-Od początku.
Czarownik westchnął cicho i wrócił myślami do swoich najdalszych wspomnień, starając się niczego nie pominąć.
-Moim pierwszym wspomnieniem jest moja zmarła niestety matka, Freya. Śpiewała mi kołysanki do snu i zajmowała się mną, gdy byłem jeszcze małym dzieckiem. Czasem nawet pojawiał się Thor i bawił się ze mną, gdy dopiero uczyłem się mówić. Dzieciństwo spełniłem na dworze. Tylko Freya poświęcała mi czas i pomagała mi nauczyć się magii. Jednak ojciec zmuszał mnie do wielu morderczych treningów. Nic one nie wniosły. Od zawsze byłem słabszy od Thora i nigdy nie udało mi się uzyskać aprobaty ojca. Zawsze byłem tym gorszym synem, nie ważne, jak bardzo się starałem. W końcu zorientowałem się, że otaczają mnie jedynie osoby czczące Thora i wynoszące go na piedestał, ale ja byłem kompletnie odsuwany w cień. Zacząłem więc robić psikusy i próbowałem jakoś się wyróżnić i zdobyć uznanie, ale nigdy mi się to nie udało. Konsekwencją tego było podarowanie mi mojego berła i uznaniem mnie za boga psot i kłamstw. Spodobało mi się to i stało się częścią mnie. Niestety wiązało się to również z byciem gnębionym przez lwią część przyjaciół mojego adopcyjnego brata.
Westchnął, przerywając na chwilę swoją opowieść i wracając myślami do rzeczy, o których nie chciał myśleć.
-Z pewnością pamiętacie moment, gdy zaatakowałem Nowy Jork. Chciałem pozbyć się Thora, by w końcu móc zdobyć uznanie ojca i innych. Jednak wkrótce potem ojciec uświadomił mi, że nigdy nie będę równy memu bratu w jego oczach. Uciekłem więc. Wylądowałem w...
Nie dokończył. Nie mógł, bo ich uszu dobiegł przerażający krzyk, przecinający powietrze niczym najostrzejsze ostrze. Wiedział, czyj to krzyk. I zdawał sobie sprawę, że już nigdy nie pomyli go z żadnym innym krzykiem.
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, udało się pomoc Dianie, zastanawiam się że może jednak ich losy są w jakiś sposób połączone...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie