Pamiętnik byłego Asgardczyka - Rozdział 24

Kilka godzin później wszyscy znajdowali się w pojeździe zaprojektowanym i zbudowanym na prędko przez Tony'ego i Petera. Zaletami tej maszyny było to, że można było nią zarówno jeździć jak i latać. Ku zaskoczeniu wszystkich, pojawił się również sam bóg piorunów, który postanowił im towarzyszyć.

-Zanim wyruszymy, chciałbym z wami o czymś porozmawiać.

Oznajmił jednak, zwracając na siebie uwagę wszystkich, jednak nie patrząc na nikogo. Sporym zaskoczeniem był fakt, że wpatrywał się w podłogę. W końcu zebrał się w sobie i podszedł do blondwłosej, klękając przed nią ze spuszczoną głową.

-Jednocześnie pokornie błagam cię o wybaczenie. Mam nadzieję, że będziesz w stanie mi wybaczyć po tym, co usłyszysz z moich ust.

W pojeździe zapanowała nieznośna cisza. Każdy chciałby już wiedzieć, co się stało i dlaczego ich przyjaciel tak dziwnie się zachowuje. Całe szczęście nie musieli na to długo czekać, bo nie zamierzał milczeć, wręcz przeciwnie, wstał z kolan i odetchnął głęboko. 

-Będąc w Asgardzie zapytałem Heimdall'a, czy wie, kim może być Diana. V.B. Kto to może być? Usłyszałem wtedy pewną historię. W zamierzchłych czasach Odyn miał jednego przeciwnika, którego musiał pokonać, by zasiąść na tronie Asgardu. Była to głowa rodu równie potężnego, co ród mego ojca - Gard Kaison. Gard był jednak o wiele bardziej uczciwy niż mój ojciec i nie dopuścił się postępu, w przeciwieństwie do Odyna, który zamordował swojego przeciwnika. Po objęciu tronu rozkazał zabić cały jego ród. Wszyscy sądzili, że Gard miał tylko troje dzieci - synów Estena i Ingve oraz córkę, Linneę. Chociaż doniesiono mu, że wszyscy zostali zgładzeniu, okazało się, że w cale tak nie było - ocalał jego syn, Ingve, który uciekł z Asgardu. Przez wiele lat pod okiem Hiemdall'a ukrywał się w różnych światach wraz ze swoją żoną, aż w końcu doczekali się dziecka - córkę Malenę. Malena odziedziczyła po nim ogromną siłę i samodzielnie nauczyła się władać niezwykle potężną magią. Wiele lat później poznała pewnego Asgardczyka z jednego ze szlachetnych rodów Asgardu, Jespera Bjarne. Mieli oni jedną córkę. Jednak Odyn dowiedział się o dwójce uciekinierów i rozkazał zabicie ich. Nie wiedział o ich córce, która przeżyła i została w Midgardzie.

Zawiesił głos i spojrzał po wszystkich, zatrzymując swój wzrok na złotowłosej i jej partnerze, który ciasno obejmował ją w pasie.

-Nazywała się ona Vilde Bjarnesdottir. Miała niezwykle błękitne oczy i złote włosy okalające śnieżnobiałą cerę. Urodziła się dokładnie 1000 lat temu i od tej pory Heimdall z zaciekawieniem śledził jej ścieżkę życiową. 

Uklęknął przed swoim bratem i jego żoną, prosząc niemo o przebaczenie w imieniu swego ojca.

-Witaj, odnaleziona Vilde Bjarnesdottir. Ja, syn Odyna i prawowity następca tronu uniżenie błagam cię o przebaczenie za czyny mego ojca.

Wszyscy wpatrywali się w klęczącego przed nastolatką boga piorunów jak zaczarowani. Dopiero po dłuższej chwili Thor podniósł głowę zauważając krople wody opadające na ziemię przed jego oczami. Spojrzał w okalaną złotymi puklami twarz i zobaczył płynącą po bladej cerze kryształowe łzy. Widział je jednak tylko przez ułamek sekundy, ponieważ Loki przyciągnął do siebie ukochaną, zamykając ją w opiekuńczym uścisku i gładząc delikatnie jej pelcy, szepcząc jej coś do ucha.

-Thor, wstań. Ona się na ciebie nie gniewa.

Zwrócił się w końcu do brata, przyciągając żonę jeszcze bliżej siebie o ile w ogóle to było możliwe. Blondyn wykonał jego polecenie niejako oddychając z ulgą, mając coraz większą nadzieję, że młoda kobieta faktycznie mu przebaczy. Jednak gdy odsunęła się od swojego Samboer, na jej twarzy nie było śladu łez a w oczach błyszczała czysta wściekłość. Wyglądała zupełnie, jakby urosła o kilka metrów i górowała nad Thor'em, który przecież był w rzeczywistości nie tylko o wiele wyższy od niej ale również był o wiele bardziej postawny.

-Thor, gdy się poznaliśmy, zapytałeś się mojego męża, czy ma on zamiar przejąć władzę w Asgardzie, jako iż razem jesteśmy w stanie obalić zarówno ciebie jak i Odyna. Pytałeś o jego zamiary. Odpowiem ci jednak ja. Zemszczę się na twoim ojcu za to, że odebrał mi dom i rodzinę. Zemszczę się za to, że przez niego nigdy nie poznałam swoich rodziców i że zabił moją rodzinę z tak błachych powodów. Nie będziecie znać dnia ani godziny, gdy zgładzę Wszechojca.

Grobowy ton przyprawił o ciarki wszystkich obecnych i doskonale zdawali sobie sprawę, że uczyni tak, jak powiedziała. Tony jednak w końcu siadł za stery rzucając coś o tym, że kłócić się mogą, jak już będzie po wszystkim i ruszył w drogę, czarodzieje musieli się więc skoncetrować na swoim zadaniu. Przejście przez portal okazało się o wiele prostsze niż przypuszczali i Loki doskonale zdawał sobie sprawę, dlaczego.

-Kochanie, uspokój się. Emocje targają twoją magią. Odetchnij głęboko.

Poprosił, kładąc jej ręce na ramionach, ale nie przyniosło to zamierzonych efektów. Jej oczy były wręcz czarne od wściekłości i z każdą sekundą traciła panowanie nad sobą.

-Nie rozumiesz, Loki.

Warknęła i machnęła ręką. Nie wiedzieli dlaczego Tony zaczął krzyczeć, ale nie było to teraz dla nich ważne.

-Odyn odebrał mi rodzinę. Całą rodzinę. 

Zacisnęła pięść gdy pojazd wylądował pod, najwyraźniej, zamkniem władcy świata Muspellheimu a pomiędzy wszystkimi zapanowało poruszenie, na które młodzi nie zwracali uwagi.

-A co gorsza zabrał rodzinie tobie, porwał cię, okłamywał, upokorzył a potem wygnał!

Wrzasnęła i tupnęła nogą a ziemia pod nimi się zatrzęsła.

-Diano, przestań!

Dopiero w tym momencie dwójka czarodziei zwróciła uwagę na to, co się dzieje wokół nich. Armia na nich nacierała ale po środku armii pojawiła się ogromna wyrwa w ziemii. Niestety młoda kobieta kompletnie zapomniała o wcześniej ustalonym planie i wybiegła z pojazdu, decydując się na czołowe starcie z armią ognistych olbrzymów. Wściekłość, która z niej emanowała była wręcz namacalna.

-Vilde!

Krzyknął za nią Loki i już chciał wybiec, gdy zatrzymała go dłoń Thor'a na ramieniu. Odwrócił się do niego, strząsając jego rękę i spojrzał spode łba na przybranego brata.

-Nie będzie mierzyć się sama z armią.

Warknął i ruszął za swoją żoną, chcąc zrobić wszystko, by ją ochronić i pomóc. 

-Cholera, no to plan diabli wzięli. Ruszamy.

Zadecydował kapitan i wszyscy ruszyli na przeciwników, rzucając się w wir walki. Każdy dawał z siebie 200%, starając się stawić czoła czemuś, czego kompletnie nie znali i co było bardzo potężne. Ogień jest bardzo niebezpiecznym żywiołem a olbrzymy idealnie potrafiły je kontrolować. Loki walczył ramię w ramię ze swoją żoną, osłaniając ją chociaż z dumą musiał przyznać, że ona w cale tego nie potrzebowała, doskonale sobie radziła, mimo targających nią emocji. Jednak w środku walki ziemia znów zaczęła się trząść a wojownicy przestali walczyć. Osłupieni Avengersi nie do końca wiedzieli, co się dzieje ani co mają zrobić, więc rozglądali się po okolicy wiedząc, że to może oznaczać coś o wiele gorszego.

-Proszę, proszę. W końcu pojawili się ci słynni, Midgardcy obrońcy w towarzystwie trójki bogów. Zgaduję, że przyszliście po pewną rudowłosą kobietę, prawda?

Zapytał niski, odbijający się po okolicy głos a przed nimi pojawiła się ogromna postać spowitego ogniem olbrzyma. Doskonale wiedzieli, kto to jest.

-Surtr.

Mruknął Loki, jako pierwszy odzyskując głos. Stanął bliżej swojej żony i zobaczył, że reszta również zaczęła podchodzić bliżej nich.

-Pokonaliście już wielu moich wojowników ale nie potrzeba rozlewu krwi, by ją odzyskać. Mam tylko jedno żądanie.

-Czego chcesz, zapałko?

Zapytał wściekły blaszak, chcąc w końcu móc wziąć w ramiona swoją ukochaną. 

-Dziedziczka Garda Kaisona zostanie tutaj i urodzi mojego pierworodnego. Dzięki krwi Kaisona i magii jej matki dziecko to będzie niezwyciężone we wszystkich 9 światach.

Thor mógłby przysiąc, że nigdy nie widział swojego brata tak wściekłego. Z zaskoczeniem i niejaką obawą odsunął się od swojej rodziny, gdy delikatna, zielona poświata zaczęła bić nie tylko od jego brata ale również od jego żony. Kątem oka zauważył taką samą, czerwoną poświatę obejmującą rudowłosą wiedźmę, gdy cała trójka ruszyła naprzód w stronę olbrzyma.

-Mam dość facetów, którzy twierdzą, że mogą mi rozkazywać.

-Mam dość facetów, którzy widzą we mnie tylko inkubator dla dzieci i seks-zabawkę.

-Nikomu nie pozwolę tknąć mojej żony.

Każde z nich było śmierlenie poważne a ich głosy nie brzmiały ani jak groźba, ani jak ostrzeżenie - brzmiały jak zwiastun nagłej śmierci.

-W takim razie nie odzyskacie swojej znajomej.

-Nie będziesz nam rozkazywać, Surtr!

Loki ujął swoją ukochaną za dłoń i zatrzymał ją w miejscu, zerkając również na Wandę. Łącząc moce mieli o wiele większe szanse na zwycięstwo, więc warto zaryzykować. Czarownica ujęła za drobną dłoń blondynki i we trójkę stanęli przed śmiejącym się z nich w głos królem olbrzymów.

-Nie macie jak mnie pokonać.

Powtarzał pomiędzy kolejnymi salwami śmiechu, nie mając pojęcia, że coraz bardziej podgrzewa temperaturę krwi w żyłach wszystkich obecnych.

-I nie próbujcie żadnych sztuczek. 

Oznajmił, zauważając, że obdarzeni czarodziejskimi mocami szykują się do ataku a u jego boku pojawiła się zdecydowanie zmarnowana i odwodniona, na wpół przytomna Pepper. Wszyscy na moment wstrzymali oddech, gdy zorientowali się, że wokół nich tworzy się powoli tornado, które swoje epicentrum miało właśnie tam, gdzie stała para Asgardczyków i wiedźma. 

-Zgnij w piekle, Surtr.

Szepnęło któreś z nich aż w końcu silne podmuchy powietrza ruszyły na olbrzymiego króla i niczym ostrza odcięły mu górne kończyny, wyrywając krzyk bólu z jego gardła. Tony i Natasha upatrując się w tym swojej szansy ruszyli po zakładniczkę a reszta zajęła się wracającymi do życia strażnikami.

Walka była zażarta i wydawało im się, że trwała całe wieki, chociaż w rzeczywistości nie minęło nawet 40 minut. Wszyscy opadli z sił na ziemię, ale najbardziej ucierpieli czarodzieje - którzy po zużyciu całej swojej mocy byli na skraju omdlenia po tym, jak w końcu udało im się zabić króla ognistych olbrzymów.

-Przepraszam, Loki.

Szepnęła blondynka, wtulając się w pierś swojego męża. Nie musiała dodawać o co chodzi, doskonale wiedział, że mówi ona o ruszeniu w pojedynkę na armię. Objął ją ramieniem wydobywając z siebie resztki sił, by tylko mógł dać jej jakiekolwiek poczucie bezpieczeństwa.

-Nic się nie stało, skarbie.

Zapewnił ją, składając pocałunek na jej czole i uśmiechnął się lekko czując, jak dziewczyna się uspokaja.

-Ej, gołąbeczki, jak z wami?

Odwrócili wzrok z której dobiegał głos i zauważyli Kapitana Amerykę, który przyglądał im się ze zmęczonym ale zadowolonym uśmiechem. Reszta już kierowała się w stronę statku by wrócić. Złotowłosa postanowiła wstać, ale zahwiała się i przywaliłaby głową w suchą ziemię gdyby nie silne ramiona, które złapały ją w ostatniej chwili.

-Dziękuję.

Szepnęła, wtulając się w pierś ukochanego i przymykając oczy czując lekkie kołysanie, jak kierowali się w stronę statku.

-Ciiś, kochanie, śpij.

Poprosił cicho, uśmiechając się pod nosem, gdy zerkał na jej anielską twarzyczkę, na której już dłużej nie widniał nawet cień gniewu.

-Musimy jeszcze wrócić.

-Poradzę sobie z Wandą. A teraz śpij.

Zapewnił a gdy zobaczył, że jego żona wciąż chce protestować, przytknął dłoń do jej twarzy i uśpił ją prostym zaklęciem, szepcząc jej do ucha, jak bardzo ją kocha.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Pamiętnik byłego Asgardczyka - Prolog

Pamiętnik wielkich zmian - Rozdział 19

Sługa - Rozdział 9