Pamiętnik byłego Asgardczyka - Rozdział 1
Były Asgardczyk siedział pomiędzy swoimi wrogami, niczym śliwka w kompot, czując z każdej strony czychające na niego niebezpieczeństwo, zastanawiając się, czy zabiją go w okropnych torturach czy też szybko i bezboleśnie. Nawet jeśli wydawali się bardzo spokojni i opanowani, wprawne oko doskonale mogło zauważyć, jak obserwują przybysza i są gotowi do ataku w ciągu ułamka sekudny. Dobrze znali sztuczki Loki'ego i nie mieli zamiaru znów dać mu się wykiwać. Ale najwyraźniej mężczyzna nie miał zamiaru wyrabiać nic przeciwko nim, bo siedział spokojnie, nawet zbyt spokojnie. Wyglądał niczym wyrzeźbiona na kanapie rzeźba, nieruchomy niczym zaklęty w kamień i piękny, jakby wyrzeźbił go sam Michał Anioł.
-Po co tu przybyłeś, Loki?
Ciążącą powoli wszystkim ciszę przerwał w końcu właściciel domu, podając napełnioną do połowy złocistawym alkoholem i lodem szklankę ich gościowi i przyglądając mu się z zaciekawieniem. Podskórnie wyczuwał, że przybysz nie ma złych zamiarów wobec nich i był o wiele spokojniejszy, niż reszta jego przyjaciół. Bóg psot westchnął cicho i spojrzał na płyn znajdujący się w trzymanym w rękach szklanym naczyniu, zastanawiając się, od czego w sumie ma zacząć.
-Odyn odebrał mi prawo do życia w Asgardzie i skazał na wygnanie do jednego z dziewięciu światów. Po chwili znalazłem się tutaj, pod waszymi drzwiami. Ukarał mnie wygnaniem ze swojego królestwa. Chciał również odebrać mi moją magię, jednak nawet Wszechojciec nie może odebrać czegoś, czego mi nie dał. Odebranie mi magii wiązałoby się z zamordowaniem mnie. Znając jednak Odyna, nie miał on zamiaru brudzić sobie rąk krwią prawowitego następcy Jotunheimu i zdecydował się wysłać mnie do was, abyście w jego imieniu wypełnili jego wolę i zamordowali mnie, bądź pozwolili mi szczeznąć na ulicy w nieznanym mi świecie, bez możliwości samodzielnego poradzenia sobie w nim. Przykro mi, jeśli sprawiłem wam tym kłopot, nie było to moją intencją. Nie miałem pojęcia, że tutaj trafię. Pozwólcie, że chwilę tu odpocznę i zdecyduję się, co robić dalej, nim opuszczę wasz dom. To wszystko, o co was proszę.
Swoim wyznaniem zaskoczył wszystkich, chociaż szok widać było tylko po naukowcu i czarownicy. Przez chwilę znów trwała cisza, wszyscy zastanawiali się, jak mają zareagować na to, co właśnie usłyszeli.
-Dlaczego Odyn cię ukarał?
To było chyba pierwsze pytanie, które nasuwało się wszystkim na języki. Na porcelanowej twarzy boga wykwitł delikatny uśmiech, gdy rozpamiętywał sytuację, która wydarzyła się przecież chwilę temu.
-Ojciec dowiedział się o pewnej niewiaście, która ulokowała we mnie swoje uczucia. Bardzo chciał, abym ją poślubił, ponieważ byłoby to korzystne dla jego władzy oraz dla królestwa. Jednak osobiście uważam, że jestem jeszcze zbyt młody na zawarcie związku małżeńskiego a dodatkowo kobieta ta nie jest zbyt... lotna. Jej zachowanie irytowało mnie do tego stopnia, że odrzuciłem propozycję małżeństwa a gdy nie odpuszczała, wywinąłem jej drobny kawał, obcinając jej włosy. Niestety pomyliłem nożyce i przez przypadek użyłem magicznych nożyc, przez które już nigdy jej one nie odrosną.
-Pomyliłeś czy zrobiłeś to specjalnie?
Zdaje się, że łucznik, który niegdyś przez pewien czas był podwładnym byłego Asgardczyka, przejrzał go na wylot i nie miał problemów ze sprzeciwianiem mu się, szczególnie teraz, gdy był wolny.
-Być może zrobiłem to specjalnie. Jednak delikatne odrzucanie zalotów tejże niewiasty nie przyniosło pożądanych efektów.
-Powiedziałeś, że jesteś za młody. Nie masz przypadkiem ponad 1000 lat?
Tym razem wtrąciła się rudowłosa kobieta, mierząc ich gościa zimnym spojrzeniem.
-Rzeczywiście, patrząc na to pod tym kątem mam już 1054 lata. Jednak czas w Asgardzie płynie zupełnie inaczej, niż tutaj, na Ziemi. Przeliczając to na wasze lata, na ten moment jestem krótko przed moimi 17 urodzinami.
Wyjaśnił i w tym momencie ktoś wyjął mu szklankę z dłoni a tą osobą okazał się sam Iron Man, który podszedł do baru i wyciągnął stamtąd sok, który zamiast tego podał przybyszowi.
-Dziękuję. Faktycznie, nie powinienem tutaj być alkoholu.
-Jest to ciężka sytuacja. Jesteś niepełnoletni i w dodatku znamy cię tylko od tej złej strony. Thor opowiadał nam o tym, że nie jesteś w cale tak zły, ale my nie wierzymy w takie rzeczy na słowo.
Blondwłosy Kapitan postanowił w końcu zabrać głos, po raz pierwszy tego wieczoru, wymawiając przy okazji myśli wszystkich tu zebranych.
-Zdaję sobie sprawę, że wyrządziłem wam wiele szkód. Chciałbym za to przeprosić i przyznać się, że nie było to spowodowane moją własną wolą. Zrozumiem oczywiście, jeśli karzecie mi zaraz stąd wyjść.
Ukorzył się, kłaniając się delikatnie w stronę Avengersów. Doskonale zdawał sobie sprawę ze swojej sytuacji, postanowił więc schować dumę do kieszeni i połasić się odrobinę, by zyskać sobie ich przychylność.
-Póki co możesz tu zostać. Staw się tutaj o 8 rano. Peter pokaże ci pokój gościnny, obaj powinniście iść już spać.
Zarządził w końcu Tony, zasiadając w końcu spokojnie na kanapie i spoglądając znacząco po reszcie, dając im znać, że coś mu chodzi po głowie ale musi zachować pozory i nie chce teraz o tym mówić. Loki podziękował im wszystkim i posłusznie, niczym piesek, skierował się na górę po schodach zaraz za siedemnastoletnik superbohaterem.
-To pana pokój, panie Loki. Mój jest zaraz obok, gdyby pan czegoś potrzebował. Dobrej nocy, panie Loki.
Czarnowłosego zdziwiło, że młody Avenger zwraca się do niego z aż takim szacunkiem, ale nie skomentował tego. Zamiast tego zamknął się w swoim pokoju i przetransportował swoją iluzjonistyczną formę do salonu, z którego dopiero co wyszedł i skrył się za filarem schodów.
-Tony, co ci strzeliło do głowy?
-To jeszcze dzieciak, Nat. Nie ma sensu go skreślać. Myślę, że kiedyś dowiemy się, dlaczego zrobił to, co zrobił.
-Więc tak po prostu chcesz mu zaufać?
-Absolutnie. Zatrzymamy go tutaj i zobaczymy, co będzie dalej. Jeśli zmieni się, będzie z nami współpracować, mógłby zostać częścią Avengersów.
-Chcesz go dopuścić do naszej grupy? Jesteśmy jak rodzina!
-Dokładnie, a rodzina nikogo nie odrzuca. Dodatkowo byłby silnym sojusznikiem. Uważam, że powinniśmy dać mu szansę. Uważnie go obserwować i pilnować, ale dać mu szansę.
Na chwilę zapanowała cisza. Loki żałował, że niczego nie widzi, ale wiedział, że próba obserwacji byłaby zbyt ryzykowna i mogłoby go to wydać, a tego nie chciał.
-W porządku. Może masz rację.
-Jak się zastanowić to ma to sens. Bylebyśmy tego nie żałowali.
-Musimy mieć na niego oko. Jeden zły ruch i ląduje w celi.
-Jestem za.
Bóg kłamstw doskonale zdawał sobie sprawę, dlaczego grupa mu nie ufała, ale i tak zabolało go to trochę. Po raz pierwszy dobitnie uświadomił sobie, że nie ma w tym ani w żadnym innym świecie miejsca, do którego mógłby wrócić i które mógłby nazwać domem.
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, nie przyjeli z otwartymi rękoma ale jedak tylko czy ta postawa Lokiego jest prawdziwa czy tylko po to aby ugrać coś dla siebie...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie