Pamiętnik byłego Asgardczyka - Rozdział 8
Pomimo obaw wszystkich Loki nie spotkał już później tego dnia osławionego Trio, które zdawało się zapaść pod ziemię w momencie, gdy nastolatki opuściły stołówkę. Zastanawiało go jednak, gdzie też podziała się jego nowa znajoma, ponieważ po ostatniej lekcji mieli spotkać się przed szkolnym wyjśćiem a jednak jej tam nie było. Rozejrzał się raz jeszcze, ale nigdzie jej nie widząc, zwrócił się do Petera.
-Pójdę poszukać Diany. Nie musisz na mnie czekać.
Zapewnił i odszedł, wchodząc z powrotem do szkoły, nie czekając na odpowiedź ze strony przyszywanej rodziny. Uważając, by nikt nie zauważył, szybko rzucił najprostsze zaklęcie lokalizujące i zaczął podążać śladem blondynki, mając zamiar dowiedzieć się, dlaczego nastolatka nie pojawiła się na umówione spotkanie. Raczej nie spodziewał się, że leży to w jej naturze a wręcz przeciwnie, wiedział, że jest ona bardzo punktualna i słowna, tym bardziej więc dziwiła go jego nieobecność. Ocknął się dopiero, gdy zauważył, że zaklęcie śledzące prowadzi go do damskiej toalety niedaleko sali gimnastycznej. Zaświtało mu w głowie, że być może źle się poczuła lub dopadła ją ta standardowa, co miesięczna kobieca przypadłość i chciał wejść zapytać, czy może jej pomóc, ale usłyszał jeszcze inne głosy.
-Tego też nie potrzebujesz. Swoją drogą, jakim bezguściem trzeba być, by ciągle nosić tak zniszczoną bransoletkę z lat 80. ubiegłego wieku?
Usłyszał kpiący głos, który od razu skojarzył a w tle słyszał szloch. Doskonale wiedział, kto płacze. Złe przeczucia dały mu o tym znać o wiele wcześniej, niż to sobie uświadomił.
-Zostaw ją! Należała do mojej mamy!
Najpierw usłyszał jakiś ruch a potem jakby czyjeś ciało uderzyło o wyłożoną kafelkami, zimną ścianę. Głuchy jęk dotarł do jego uszu, niemal całkowicie przytłumiony złośliwym śmiechem. Zacisnął dłonie w pięści i bezceremonialnie wszedł do pomieszczenia, doskonale rozumiejąc całą sytuację. Trzy dziewczyny, które wcześniej odrzucił, wpatrywały się w niego szczerze zaskoczone a nawet odrobinę przestraszone, natomiast blondynka, której szukał, klęczała na ziemi w podartych ubraniach a rzeczy z jej torby walały się rozrzucone po podłodze. Jak zauważył Loki, niektóre były zniszczone. Rzucił trio tak wściekłe spojrzenie, że te momentalnie cofnęły się o krok, jakby ktoś je raził piorunem.
-Zjeżdżać stąd.
Warknął niskim głosem, którego już dawno nie używał i był dla niego wręcz nienaturalny. Tego tonu użył w życiu tylko kilka razy i zawsze wtedy, gdy groził komuś, na kogo był wściekły. W tym, oczywiście, również w stosunku do jego starszego brata, Thora. Czarodziej dopadł do swojej udawanej dziewczyny i szybko zorientował się, że poza potarganymi włosami i zniszczonym ubraniem na pierwszy rzut oka nie widzi u niej większych obrażeń. Bez słowa pomógł jej zbierać rzeczy, dając czas, by się uspokoiła i przestała płakać, po czym uklęknął przy niej i uniósł jej podbródek, by na niego spojrzała. Patrzyła na niego zaczerwienionymi od płaczu oczami a lekko rozchylone usta były suche od płaczu i krzyków, które zapewne jeszcze chwilę temu roznosiły się po tym wyłożonym płytkami pomieszczeniu. Chłopak westchnął ciężko i wytarł jej policzki kciukami, uśmiechając się do niej lekko, mimo że tak naprawdę był wściekły na kobiety, które ją tak potraktowały.
-Wiedziałaś, że tak się stanie.
To nie było pytanie a stwierdzenie faktu, gdy stało się dla niego jasne, że reakcja samozwańczych królowych była w zasadzie do przewidzenia i nigdy nie powinien był pozwolić jej zostać samej.
-To nic.
Zachrypnięty od szlochu głos brzmiał w jego uszach, boleśnie uświadamiając mu, co tu się właśnie stało.
-To nie jest nic. Dlaczego się zgodziłaś, mimo że znałaś konsekwencje?
Nie potrafił tego zrozumieć. Przecież tak czy inaczej by sobie poradził z tymi niewydarzonymi, rozwydrzonymi nastolatkami, nie musiała się dla niego narażać, by utarł im nosy i pokazał, gdzie jest ich miejsce.
-Bo to było słuszne. Przynajmniej raz na zawsze zostawiły cię w spokoju.
Białowłosa wzruszyła ramionami i spróbowała wstać, ale okazało się to dla niej o wiele trudniejsze, niż początkowo zakładała, co od razu zaalarmowało byłego As'a, który momentalnie zaczął jej się przyglądać a dłonie, które zaczęły iskrzyć się zielonym ogniem, delikatnie badały jej ciało. Zmarszczył brwi, orientując się o kilku rzeczach, które z pewnością nie były konsekwencją dzisiejszej napaści.
-Uderzyłaś się w kręgosłup. Tutaj ci nie pomogę, zabiorę cię do domu.
Nim dziewczyna zdążyła cokolwiek powiedzieć, przeniósł ich do siedziby Avengersów, lądując na samym środku salonu i zbierając zaskoczone spojrzenia od wszystkich obecnych. Jako pierwszy oprzytomniał właściciel domu, wstając ze swojego miejsca na kanapie i podchodząc do nastolatków.
-Co tu się dzieje?
Zmarszczył brwi widząc w jakim stanie jest nieznana mu dziewczyna. Nie podejrzewał swojego świeżo adoptowanego syna o coś takiego, ale mając taki obrazek przed oczami nie był pewien, co ma o tym wszystkim myśleć. Loki odłożył swoją torbę i torbę dziewczyny na bok, by im nie przeszkadzała i wziął nastolatkę pod ramię, pomagając jej wstać i stając się jej oparciem.
-Zabieram ją do siebie. Muszę jej pomóc.
Rzucił jedynie, po czym zniknął równie szybko, jak się pojawił, zostawiając drużynę superbohaterów w kompletnym szoku. Tony skinął na blondwłosego przyjaciela z gwiazdą na piersi i obaj wspięli się po schodach na górę, po chwili wchodząc bez pukania do pokoju ich nowego sprzymierzeńca. Tam zauważyli leżącą nieruchomo na łóżku nastolatkę i czarownika, który otaczał ją jakąś barierą i przyglądał jakimś znakom nad nim, klikając w niewidzialne dla nich miejsca jak na klawiaturze komputerowej.
-Co się stało?
Tony chyba jako pierwszy otrząsnął się z szoku i stanął przy łóżku naprzeciwko swojego syna, przyglądając się, jak ten w skupieniu coś robi a za każdym razem jakby złoty lub zielony skan przechodził przez ciało dziewczyny, której nikt z domowników tu nie kojarzył.
-Przeze mnie ją pobito. Muszę jej pomóc.
Wyznanie Loki'ego zaskoczyło chyba wszystkich, oprócz jego samego. Nawet leżąca pod dziwną barierą nastolatka wydawała się szczerze zdziwiona jego odpowiedzią.
-To nie twoja wina.
Zapewniła, jednak w tym momencie zielone oczy spojrzały na nią uważnie i chłopak przez chwilę zaprzestał wszelkich działań. Przyglądał się jej twarzy, jakby czegoś w niej szukał, po czym uśmiechnął się lekko a blada dłoń odgarnęła z dziewczęcej twarzy niesforne kosmyki jasnych włosów.
-Dobrze wiesz, że zawiniłem, Diano. Pozwól mi sobie pomóc. Jeśli będziesz się wzbraniać, nie będę w stanie nic zrobić, a szczególnie twoje plecy wymagają ratunku.
Jego słowa były ciche ale bardzo stanowcze. Obaj superbohaterowie obserwujący tę sytuację spojrzeli na siebie i zdali sobie sprawę, że jeszcze nigdy nie widzieli tego siedemnastolatka tak poważnego i zaangażowanego a jednocześnie troskliwego i miłego, co niezmiernie ich zdziwiło, ale postanowili poruszyć ten temat później.
Dziewczyna nic nie odpowiedziała, jedynie skinęła delikatnie głową, po czym zamknęła oczy, oddając się całkowicie w ręce chłopaka, którego przecież w cale długo nie znała. Zaskoczona spojrzała na boga kłamstw i psot dopiero, gdy ten zacisnął palce na jej dłoni, jednocześnie gładząc kciukiem jej wierzch.
-Boisz się, widzę to. Spokojnie, jestem tutaj.
Zapewnił a te słowa dźwięczały w głowie blondynki jeszcze przez długi czas, uspokajając ją zawsze, gdy tego potrzebowała. Nie zdawała sobie sprawy, że te słowa byly dla niej aż tak ważne.
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, oj mam nadzieję że to trio spotka się na przykład z plazami....
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie