Pamiętnik byłego Asgardczyka - Rozdział 20

Para nastolatków zeszła do salonu dopiero pół godziny później, trzymając się za ręce i w zupełnie innych nastrojach, niż Thor widział ich po raz ostatni - oboje uśmiechnięci dyskutowali na jakiś temat, ignorując siedzącego na kanapie przybysza z ich rodzinnego świata, dopóki ten nie odchrząknął znacząco, zwracając na siebie uwagę obecnych. 

-Loki, wezwałeś mnie tutaj z jakiegoś powodu, prawda?

-Owszem, mamy do omówienia pewien temat. Wprowadzę cię w sytuację, usiądź, nie musisz tak nad nami stać. 

Blondynka wyszła z pomieszczenia, chcąc zrobić im śniadanie a gdy wracała z talerzami pełnymi kanapek i jajecznicy na pomidorach, która najbardziej przypadła do gustu jej partnerowi i rozstawiła je na stoliku do kawy, zajmując miejsce obok czarodzieja, który właśnie kończył ostatnie zdanie opisujące całą zaistniałą sytuację.

-Rozumiem. Popytam w Asgardzie, skonsultuję się z Heimdall'em i innymi, być może będą w stanie powiedzieć mi coś na ten temat. Teraz przejdę jednak do innej kwestii. Jesteście Ekte Samarbeid, prawda?

-Owszem.

-Oznacza to, że możecie obalić zarówno Odyna jak i mnie z tronu. Jakie są twoje zamiary, bracie?

Chłopak jedzący właśnie swoje śniadanie nie patrzył na siedzącego naprzeciw niego blondyna, zupełnie jakby go ignorował. Zastanawiał się przez chwilę, jakby nie do końca wiedział, co odpowiedzieć.

-Moje plany zmieniają się w przeciągu sekundy. Na ten moment nie zamierzam nic z tym robić, nie wracam do Asgardu. Być może niedługo się to zmieni a może zmieni się to dopiero za kilka lat, nie jestem w stanie ci tego powiedzieć. Z pewnością zamierzam wrócić, ale czy będę chciał zająć tron i kiedy do tego dojdzie, okaże się dopiero, gdy ten moment nadejdzie. 

Powiedział wymijająco, uśmiechając się pod nosem i rzucając przeciągłe spojrzenie swojej partnerce, która zachowywała się, jakby w cale o niczym tutaj nie rozmawiali i po prostu jadła swoją porcję, przeglądając jednocześnie pozostawione przez Tony'ego papiery dla nich.

-Za godzinę musimy wyjść do szkoły. Mamy dzisiaj wspólny trening o 18, potem jest zebranie o 21. Może pójdziemy na bubble tea po szkole? Mamy trzy godziny wolnego czasu, jest jeszcze dość ładnie, możemy pójść do parku. 

Bogowi piorunów niemal opadła szczęka aż do samej podłogi, gdy usłyszał taką zmianę tematu i został kompletnie zignorowany, co wewnętrznie rozbawiło jego adopcyjnego brata.

-Oczywiście, księżniczko. Wszystko czego zechcesz.

Błękitne oczy spojrzały na postaci siedzącej naprzeciwko, ciskając w niego piorunami.

-A ty, Thor, jeśli znowu obudzisz nas tak wcześnie bez wyraźnego powodu, którym jest alarm, albo jeszcze raz potraktujesz brata tak, jak dzisiaj rano to uwierz mi, nie będę wahać się przed skrzywdzeniem cię.

-Grożenie bogowi nie jest zbyt mądre.

-Jeśli chcesz to zaraz ci pokażę, dlaczego nie mam się czego bać.

W salonie zapadła bardzo przytłaczająca cisza, która została jednak przerwana przez czarnowłosego, gdy nieznośnie się przeciągała.

-Diano, mógłbym cię prosić o kawę? 

-Jasne.

Nastolatka wstała, zabierając puste już naczynia i zostawiając dwóch bogów sam na sam, doskonale rozumiejąc aluzję, że ma zniknąć na kilka minut.

-Bracie, proszę, nie prowokuj jej. Dzisiaj rano poznałeś jedynie 3% jej możliwości, włada bardzo potężną magią, którą wciąż rozwija i jeszcze nie kontroluje jej w 100%. Na codzień bardzo się powstrzymuje ale pod wpływem silnych emocji puszczają jej hamulce i staje się bardzo niebezpieczna. Jeśli utraci kontrolę nad swoją magią, może zmieść cały kontynent z powierzchni Ziemii a może zrobić i więcej. 

-Nie boję się nastolatki z magiczną mocą.

-Nie rozumiesz mnie, Thor. Ja potrafię kontrolować magię, ponieważ matka uczyła mnie tego od najmłodszych lat. Jestem o wiele potężniejszy od niej, ale nie tracę nad sobą panowania. Diana odkryła swoje moce dopiero kilka tygodni temu i wciąż nie potrafi ich całkiem ujarzmić. Jeśli ją sprowokujesz, możesz przez przypadek zginąć.

-Z twojej ręki nigdy nie zginąłem.

-Ponieważ nigdy nie chciałem cię tak na prawdę zabić. Przynajmniej nie własnymi rękami. 

-Gdybyś był tak potężny, zrobiłbyś to.

-Widać niezbyt dobrze mnie znasz, bracie. Po prostu uważaj, bo drażnisz lwa a jeśli zabrniesz za daleko, możesz stracić coś więcej niż życie.

-Jeśli ona skrzywdzi Jane...

-Nie skrzywdzi. Przynajmniej nie umyślnie. Ale jeśli odpowiednio ją sprowokujesz, zemści się. Jest bardzo miła i spokojna ale do czasu. Jeśli skrzywdzisz mnie, ona skrzywdzi Jane. Spróbujesz jej przeszkodzisz a będziesz patrzeć, jak twoja ukochana umiera w okropnych męczarniach. Decyzja należy do ciebie, Thor.

Bóg piorunów już miał odpowiedzieć, gdy do pokoju wróciła osoba, o której właśnie rozmawiali i postawiła przed swoim ukochanym kawę, za co została nagrodzona czułym acz krótkim pocałunkiem w usta, co wywołało uśmiech na jej twarzy.

Kilka godzin później Thor stał z założonymi na piersi rękami, obserwując zza grubej, szklanej ściany trening swojego brata i jego wybranki. Musiał przyznać, że Loki nie kłamał mówiąc, że dziewczyna jest potężna. Praktykowała swoje moce dopiero od kilku tygodni a wyglądała tak, jakby robiła to całe życie. Magia wydawała się przychodzić jej swobodnie i naturalnie a jej moc wydawała się być mniej-więcej na poziomie mocy czarnowłosego, co mocno zaskoczyło wojownika z Asgardu, ale starał się nie dać tego po sobie znać i z najbardziej obojętnym wyrazem twarzy, na jaki było go stać, obserwował jak dziewczyna wyczarowuje idealną kopię samej siebie - ulubioną iluzję Loki'ego, po czym ukrywa się, kompletnie znikając z pola widzenia.

Wszystko szło jak z płatka a na ustach obojga mimo zmęczenia tańczyły również uśmiechy, gdy dziewczyna nagle padła na podłogę z krzykiem a ból wykrzywił jej twarz. Czarnowłosy od razu dopadł do niej ze zmartwieniem i poczuciem winy wymalowanym na twarzy a obok nich w kilka sekund znalazł się szeleszczący czerwoną peleryną Thor, przyklękając przy tej dwójce.

-Co się stało?

-Przypomniało mi się parę rzeczy, przez co dostała ataku paniki i zaczęła przeżywać je, jakby sama tam właśnie była.

Odpowiedź padła dopiero, gdy dzięki mieniącym się zielonymi iskrami dłoniom dziewczyna uspokoiła się i padła bez tchu w trzymające ją pewnie ramiona.

-O czym pomyślałeś?

Zapytał Thor, ale jego brat pokręcił głową, wyrzucając z siebie te myśli i zaprzeczając, jakoby miał zamiar o tym w ogóle rozmawiać.

-Nie mam zamiaru znów narażać ją na kolejny atak paniki. 

Odpowiedział cicho i wyszedł z nieprzytomną nastolatką na rękach, doskonale słysząc za sobą kroki swojego brata. Szybko znalazł się w sypiali i delikatnie ułożył blondynkę na łóżko, patrząc jej uważnie w twarz z czułością w oczach i pocałował ją opiekńczo w czoło, odgarniając z jej twarzy niesforne kosmyki jasnych włosów.

-Musicie przejść przez rytuał, inaczej będzie się to ciągle zdarzać. 

Wtrącił się starszy z braci, obserwując z zaskoczeniem, jak czarnowłosy, którego zna od dziecka, troskliwie zajmuje się swoją parterką i nie odrywa od niej wzroku. Nie znał go od takiej strony, chociaż za dzieciaka faktycznie był bardziej taki aniżeli taki, jakim znał go z ostatnich kilkuset lat. 

-Wiem, Thor. Wszystko już zaplanowałem. Chciałem cię prosić, żebyś za trzy dni udzielił nam błogosławieństwa, jeśli Diana się zgodzi. 

Bóg psot nie mógł zobaczyć szerokiego uśmiechu na nieogolonej twarzy syna Odyna, ale mógłby sobie rękę uciąć, że właśnie tam był i nie pomyliłby się w tym zakładzie. 

-Jasne, bracie. Ale po co czekać?

-Ponieważ mam plan.

Loki jednak nie zdradził swojego planu, pomimo usilnych nalegań ze strony adopcyjnego brata, aż ten w końcu dał mu spokój, gdy nastolatka odzyskała przytomność i zostawił ich samych. Czarnowłosy porwał następnego dnia swoją ukochaną, urywając się ze szkoły i kompletnie nie przejmując się tym, że kiedyś mogą dostać za to ochrzan od Tony'ego. Zamiast do dobrze znanego im budynku tortur, zabrał ją do zacisznej kawiarni, gdzie zajęli najbardziej ukryty stolik i długo rozmawiali. Prawdziwa randka, chociaż czarodziej nigdy nie sądził, że kiedyś zaprosi na taką jakąkolwiek kobietę. W pewnym momencie chwycił jednak jej dłoń, zaciskając na niej delikatnie palce i spojrzał prosto w głębię błękitnych oczu.

-Diano... jest coś, o czym chciałbym z tobą porozmawiać, chociaż bardzo mnie to stresuję, ponieważ nie wiem, jak zareagujesz i nie jestem w stanie tego przewidzieć. 

Zaczął, widząc delikatny i podnoszący na duchu uśmiech na bladej twarzy.

-Czuję twój niepokój, Loki. Nie martw się, po prostu się zapytaj.

Chłopak odetchnął głęboko, nim zdecydował się kontynuować.

-Muszę przyznać, że nigdy nie spodziewałem się odnaleźć moją Samboer. Jednak tak się stało i nie mógłbym być szczęśliwszy. Los złączył nas razem i chyba nie mógł trafić lepiej. Ufam iż zdajesz sobie sprawę z tego, jak ogromnym i silnym uczuciem miłości i zaufania cię darzę. Zdaję sobie sprawę, że nie znasz mnie zbyt długo, jednak mimo to liczę na twoje pozytywne rozpatrzenie mojej prośby. 

Tutaj przerwał i wyciągnął z torby pewne pudełeczko, jednak nie otwierał go, uważnie obserwując twarz swojej wybranki.

-Czy ty, Diano, moja jedyna i prawdziwa miłości, zechcesz pojąć mnie za swojego męża i zatwierdzisz mnie jako swojego Samboer? 

Zapytał podczas uchylania wieka i w końcu ukazując światu piękny, złoty pierścionek z zielonym oczkiem wykonanym z olwina. Jednak błękitne oczy ani na moment nie zerknęły na biżuterię, nie odrywając wzroku od twarzy swojego ukochanego i przepełniając się łzami.

-Loki... tak. 

Zgodziła się po kilka sekundach cichym, przepełnionym wzruszeniem, łamiącym się głosem. Chłopak założył jej pierścionek na palec po czym wstał i złączył ich usta w długim, namiętnym i czułym pocałunku.

-Kocham cię, Loki.

-A ja ciebie, Diano. 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Pamiętnik byłego Asgardczyka - Prolog

Pamiętnik wielkich zmian - Rozdział 19

Sługa - Rozdział 9