Pamiętnik wielkich zmian - Rozdział 3
Odkąd Loki dowiedział się, że zostanie ojcem, wszystko inne zeszło na dalszy plan a on sam był w szampańskim nastroju. Codziennie upewniał się, że jego ukochana ma wszystko, czego jej potrzeba i czuje się dobrze. Dzięki uprzejmości Friggi i Thora miał wiele książek na temat ciąży u Asgardian oraz u Lodowych Olbrzymów i perfekcyjnie łączył ze sobą obie - nie wiedział, czego ma się spodziewać, wolał więc być przygotowanym na wszystko. Codziennie dbał o każdy szczegół - od rana, do nocy.
Swoją partnerkę budził czułymi pocałunkami, po czym przynosił jej do łóżka śniadanie. Robił wszystko, by w ich życiu było jak najmniej stresu i dbał o wygodę oraz zdrowie blondynki. Przed południem pozwalał jej pracować, jako że wszyscy pracowali jako Avengersi ale było przy tym sporo roboty papierkowej, czego ludzie z zewnątrz raczej się nie spodziewali, a trzeźwe myślenie i organizacja Vilde nieraz uratowały im tyłki. Po lunchu zabierał ją na spacer i starał się o jakieś atrakcje - nie tylko tak przyziemne, jak zakupy, ale również rzeczy, których nikt się po nim nie spodziewał, jak chodzenie na łyżwy, do kina czy cokolwiek innego. Dla innych był to zwyczajny sposób na spędzanie czasu, ale bóg psot jeszcze nigdy nie wykazywał czymś takim zainteresowania. Około 18 jedli obiado-kolację po czym zostawali w domu i robili, co chcieli - spędzali czas razem lub osobno, sami lub z pozostałymi. W ciągu dnia znajdował się również czas na treningi - nie tak intensywne, jak jeszcze niedawno, ale wciąż wystarczające, by młoda kobieta pozostała w formie. Oczywiście by być wszystkiego pewnym w 100%, oprócz lektury książek, Loki wysyłał wiele pytań do swojej matki oraz latał od ginekologa do ginekologa, chcąc w jak najlepszy sposób zadbać o złotowłosą i pouczał wszystkich, jak mają o nią dbać i ją traktować. Ba, wybierał nawet ludzi do odebrania porodu!
Tego dnia zostawił swoją małżonkę z Wandą a sam pobiegł do jednego ze szpitali, chcąc przeprowadzić rozmowę z pracownikami porodówki i zobaczyć, czy warto brać ich pod uwagę. Właśnie podekscytowany wrócił do domu z notatkami i zakupami i już chciał wejść do ich sypialni, gdzie miała być jego ukochana wraz z Wandą, ale przez uchylone drzwi usłyszał strzęp rozmowy, który kazał mu się zatrzymać i słuchać.
-Nie mam serca mu tego powiedzieć... widzisz, jaki jest szczęśliwy. Poza tym nigdy nic nie wiadomo, może nie ma o co się martwić na zapas i nie warto mu o tym mówić.
Głos zdecydowanie należał do jego ukochanej i przyprawił go o nieznośny ucisk w żołądku. W głowie wirowało mu milion myśli i pytań, na które tylko one dwie znały odpowiedź i najwyraźniej nie chciały, by się dowiedział.
-Ale nie możesz sama się tym stresować i nakręcać. Może gdy się z nim tym podzielisz, zejdzie z ciebie ten ciężar.
Wanda myślała niezwykle racjonalnie i zdecydowanie nie chciała dochować tego sekretu. Usłyszał jakiś ruch i kroki po pokoju, ale nie odsunął się.
-Co mam mu powiedzieć? Jak to sobie wyobrażasz, Wanda? "Hej, Loki, wiem, że cieszysz się na nasze dziecko, ale wiesz, mam ludzkie ciało i jest ryzyko, że do 12 tygodnia stracę nasze dziecko, bo jest to okres, w którym ludzie najczęściej tracą dzieci, więc mówię ci to, żeby potem nie było ci przykro"? To by było nieludzkie! Poza tym ryzyko poronienia istnieje nawet do 21 tygodnia ciąży, nie mam serca trzymać go w niepewności i widzieć strach, gdy się gorzej poczuję przez kolejne 10 tygodni!
Nim zdążył pomyśleć, czarnowłosy wszedł do pomieszczenia, wbijając swój wzrok w bladą ze strachu blondynkę, która momentalnie odwróciła się przodem do niego.
-Wando, zostaw nas proszę samych.
Powiedział stanowczym głosem, nie chcąc słyszeć sprzeciwu. Czarownica przez chwilę wahała się, ale w końcu wstała z kanapy, na której siedziała i wyszła, zostawiając małżeństwo samo. Dziewczyna spojrzała w dół a złote pukle zakryły jej twarz, nie pozwalając dostrzec wyrazu, który się na niej maluje. Loki jednak nie zbliżył się nawet o krok, wciąż trzymając w dłoniach wszystko to, co ze sobą przyniósł. W końcu jednak bez słowa podszedł do stolika kawowego i odłożył na niego zarówno zakupy jak i papiery i obejrzał się przez ramię na młodą kobietę.
-Dlaczego nie usiądziesz?
Zapytał, ale ona ani drgnęła. Coś ścisnęło go za serce, uświadamiając sobie, że chyba ją wystraszył a nie chciał, żeby się go bała. Nigdy. Podszedł do niej i ułożył dłonie na jej ramionach, dopiero wtedy orientując się, że dziewczyna delikatnie drży.
-Kochanie, spójrz na mnie.
Poprosił miękko ale dopiero po dłuższej chwili blond głowa uniosła się, ukazując zalaną łzami, bladą twarz. Błękitne oczy za wszelką cenę unikały spojrzenia w jego własne, chociaż on usilnie próbował.
-Dlaczego płaczesz?
-Bo jesteś na mnie łzy.
-Boisz się mnie?
-Boję się, że jesteś na mnie zły.
Słowa wypowiadała cichym, drżącym głosem i boleśnie wbijały się w uszy czarnowłosego, który nie chciał nigdy doprowadzić jej do płaczu.
-Przepraszam. Nie jestem zły. Boli mnie jedynie, że nie chciałaś się ze mną podzielić swoimi obawami. Myślałem, że mi ufasz.
-Ufam ci, Loki, ale nie chciałam cię martwić. Przepraszam.
Przytulił blondynkę, czując jak ta coraz mocniej płacze i poprowadził ich na kanapę, gdzie usadził ją sobie na kolanach i pozwolił wtulić w siebie, kurczowo wczepiając palce w jego ubranie i starając się ją jakoś uspokoić. Zdawał sobie sprawę, że ta gwałtowna reakcja spowodowana jest szalejącymi w jej ciele hormonami ale i tak bolał go jej płacz. Gdy w końcu uspokoiła się, odsunęła się od niego, otarła łzy i spojrzała nieśmiało w jego twarz.
-Przepraszam.
Powtórzyła zachrypniętym od płaczu głosem i wtuliła policzek w wyciągniętą dłoń męża, który odgarniał jej właśnie kosmyki włosów za ucho.
-Nie przepraszaj. Nie masz za co. Następnym razem po prostu powiedz mi, gdy coś cię niepokoi.
Poprosił i pocałował ją w czoło, po czym uśmiechnął się lekko, co dziewczyna odwzajemniła.
-Poza tym w tym wypadku nie masz się o co martwić. Codziennie kontroluję, czy wszystko dobrze a póki co nie pojawiły się żadne oznaki, że coś mogłoby być nie tak.
Zapewnił po czym spojrzał na wciąż leżące w siatce na stole zakupy.
-Powinnaś coś zjeść. Kupiłem twoje ulubione ciastka, co ty na to?
Zapytał z półuśmieszkiem na twarzy, chcąc chociaż troszke poprawić jej humor i ją rozbawić, co najwyraźniej mu się udało. Od razu dopadła do półciennej siatki i zaczęła szukać swojego smakołyku a gdy go znalazła z iskierkami w oczach rozerwała opakowanie, podsuwając je pod nos ukochanemu.
-Też zjedz. Założę się, że cały dzień nic nie jadłeś.
Zażądała, więc z cichym śmiechem spełnił jej prośbę, widząc jak z każdym ciastkiem jej humor się poprawia i wszystko wraca do normy. Długo siedzieli na kanapie i rozmawiali, wybierając nawet propozycje imion dla dziecka, marząc o przyszłości i śniąc. Loki z westchnięciem zauważył w pewnym momencie, że młoda kobieta przysnęła w jego ramionach. Nie podobało mu się, że nie zje przez to kolacji ale postanowił nie budzić jej i zaniósł ją do łóżka, by mogła spokojnie wypocząć, samemu siadając w fotelu i zajmując się za analizę papierów i notatek, które dzisiaj zebrał. W końcu musiał być gotów na wszystko.
***
Obudził się dopiero parę godzin później, jednak nie była to miła pobudka. Z dołu dobiegały go krzyki i odgłosy walki a jego ukochana siedziała skulona na łóżku, ściskając kurczowo kołdrę między palcami. Zdając sobie sprawę, że coś musiało się stać, od razu poderwał się na nogi i stanął przed łóżkiem, zasłaniając swoim ciałem blondynkę tak, że nie było jej widać od strony drzwi i dobył swoich sztyletów. Nie miał czasu przebrać się w swój ukochany, książęcy strój, ale nie było to teraz ważne. Liczyła się tylko obrona jego rodziny.
Odgłosy stawały się coraz bliższe aż w końcu usłyszał, jak ktoś wali w zamknięte drzwi. Po chwili do środka wparowało czworo asgardzkich żołnierzy z królewskiej świty, którą mógł rozpoznać po wygrawerowanym kruku na piersi - symbolu jego ojca. Jeden z nich stanął wyprostowany, bez broni w ręku a pozostali ustawili się do ataku.
-Loki Laufeysonie, synie Odyna. Z rozkazu króla mamy za zadanie zabić twoje nienarodzone dziecko a jeśli zajdzie potrzeba pozbawić życia również ciebie i twoją żonę.
Czuł, jak serce na moment przestało mu bić, gdy usłyszał wyrok. Później zalała go czysta wściekłość. Nie zamierzał na to pozwolić. Nie da Odynowi znów odebrać mu rodziny. Stracił życie w Asgardzie, nie straci nikogo więcej, kogo kocha. Nie pozwoli na to.
-Po moim trupie.
Warknął niskim głosem przesiąkniętym groźbą - zbliż się a zginiesz. Usłyszał ruch i po chiwli blondynka stała u jego boku z wyciągniętymi do walki dłońmi. Jeszcze nim ktokolwiek zdołał zareagować, zaczęła czarować i postanowiła od razu wypróbować trik, nad którym pracowała intensywnie ostatnimi czasy. Jeden z żołnierzy ruszył prosto na nich ale nagle zatrzymał się w pół kroku. Próbował ruszyć się dalej, ale nie mógł. Podszedł do niego ten, który wygłosiłwyrok i położył mu dłoń na ramieniu.
-Co ty wyrabiasz?
Zapytał ostro ale to były jego ostatnie słowa. Żołnierz wbrew sobie wbił swój miecz prosto w serce swojego przełożonego, przebijając cienką zbroję. W następnej chwili kontrolowany przez blondynkę mężczyzna podciął sobie gardło.
Zaczęła się walka. Do pokoju wpadło jeszcze co najmniej 5 żołnierzy i cała siódemka w jednej chwili rzuciła się na dwójkę magów z bezpośrednim zamiarem pozbawienia ich życia. Wszystko to trwało kilkanaście minut. Loki powalił ostatniego z wrogów w zasięgu wzroku, gdy usłyszał krzyk. Odwrócił się ale było za późno. Jeden z żołnierzy ostatkiem sił przebił włócznią brzuch jego ukochanej. Ta spojrzała błękitnymi, szeroko rozwartymi oczami na ukochanego i osunęła się na ziemię, uderzając w podłogę. Jego świat się zatrzymał. Słyszał panujące na dole zamieszanie ale nie reagował. Szybko wykończył dogorywającego zabójcę jego dziecka i dopadł do ukochanej. Momentalnie uniósł nad nią leczniczą barierę i bezpiecznie usunął z jej ciała włócznię. Nawet nie zorientował się, kiedy po jego policzkach zaczęły płynąć strumienie łez.
-Nie zostawiaj mnie, proszę. Błagam, nie umieraj.
Szeptał łamiącym się głosem, próbując jakoś pomóc swojej ukochanej, ale odpowiedziała mu jedynie cisza i odgłosy kończącej się na dole walki.
Komentarze
Prześlij komentarz