Pamiętnik wielkich zmian - Rozdział 5

Okazało się, że powrót Vilde do psychicznej stabilności było o wiele trudniejsze, niż ktokolwiek zakładał. Tak na prawdę po ponad 2 miesiącach nie widzieli żadnych pozytywnych zmian, co chociaż najbardziej wpływało na boga psot, to miała również ogromny wpływ na pozostałych domowników. Dziewczyna bała się zostawać sama, tym bardziej bez swojego partnera. Gdy traciła go z oczu na dłużej niż 2 minuty, dostawała ataków paniki. Z resztą nie tylko wtedy - czasem po prostu siedząc na kanapie dopadał ją atak, paraliżując jej ciało i doprowadzając do czystej rozpaczy. Nie potrafiła spać spokojnie - co noc budziła się zapłakana z krzykiem z nawiedzających ją koszmarów. 

Loki opadł zmęczony na stojącej naprzeciw łóżka kanapie i przetarł twarz dłońmi, wypuszczając powoli powietrze z płuc po czym spojrzał na leżącą spokojnie pod kołdrą postać, która owinęła się pierzyną na tyle, że było widać jedynie jej blond włosy. Właśnie uspokoił ją i nasłał na nią krótki, spokojny sen po kolejnym koszmarze. Nie mógł zaprzeczyć, on również je miał - targały nim i odbierały zarówno cenny wypoczynek jak i spokój ducha. Powoli tracił siły i wiedział, że jego partnerka również już niemal kompletnie z nich opadła. Tak nagła i brutalna strata dziecka i otarcie się Vilde o śmierć było dla nich na tyle traumatyczne, że nie potrafili sobie z tym poradzić nie ważne, jak bardzo próbowali. Tony zaproponował im nawet psychiatrę ale żadne z nich się nie zgodziło - nie ufali nikomu z zewnątrz. Nawet z pozostałymi członkami Avengers wymieniali mało informacji, nie dzielili się już wszystkim tak, jak to robili wcześniej.

Czarnowłosy musiał bardzo pogrążyć się w myślach, bo gdy się ocknął poczuł obejmujące go ramienia i przyjemny, delikatnie różany zapach. Wtulił się w siedzącą obok niego postać, doskonale zdając sobie sprawę, kto to jest. Trwali tak przez kilka chwil, nie odzywając się ani trochę, chcąc napawać się tym uczuciem względnego spokoju i bycia razem.

-Nie damy rady tak dalej funkcjonować.

Panującą między nimi ciszę przerwała w końcu młoda Asgardianka, szepcząc cichutko wprost do ucha swego kochanka i przysuwając się bliżej niego.

-Wiem, ale skończyły mi się pomysły.

Westchnął zrezygnowany, odwracając się lekko i składając pocałunek kolejno w blade czoło i w usta swojej Samboer, której oczy zdradzały wielkie zmęczenie nie tylko kolejną nieprzespaną nocą. 

-Musimy wrócić. Otworzyć się na naszych przyjaciół. Loki, oni są dla nas jak rodzina a my się od nich odcięliśmy. To wykańcza nas wszystkich, ich również. Myślę, że jeśli do nich wrócimy, trochę nam to pomoże. Od teraz msuimy starać się wrócić do takiego życia, jakie mieliśmy wcześniej. Inaczej prędzej czy później potracimy zmysły.

Delikatny głos wypełniał pomieszczenie i wwiercał się w umysł boga psot, uświadamiając mu, że jego partnerka faktycznie ma rację. 

-Popracujemy nad tym od rana. Z pewnością się ucieszą. Mam nadzieję, że się nie mylisz i faktycznie nam to pomoże. Martwię się o ciebie.

-A ja o ciebie.

Loki pokręcił głową, ujmując jej dłoń w swoje własne i spoglądając prosto w jej rozświetloną delikatnym uśmiechem twarz.

-Jesteś cieniem samej siebie, kochanie. Starałem się, ale chyba sam nie jestem w stanie ci pomóc. Nie zniósłbym, gdyby znowu coś ci się stało. Zrobię wszystko, co w mojej mocy, by już nigdy nie spotkała cię krzywda. Jesteś dla mnie najważniejsza.

Ale nie usłyszał już odpowiedzi tego wieczoru a jego usta zostały nakryte ciepłymi wargami jego żony.

***

Od samego rana faktycznie starali się wcielić swój plan w życie. Po raz pierwszy od niemal 3 miesięcy zamiast zabrać talerze do sypialni, zeszli do kuchni w pełni ubrani i razem ze wszystkimi zasiedli przy stole. Starali się nawet w miarę uczestniczyć w rozmowie, ale niezbyt im to wychodziło. Jednak nikt nie miał im tego za złe - starali się nie pomijać ich i cieszyli się, że znów są wśród nich. Tęsknili za nimi ale bali się na nich naciskać w obawie, że tylko im to zaszkodzi i ich stan się pogorszy, czego chyba już by nie znieśli. Żadne z nich.

Później nawet wzięli się do pracy, chociaż również trochę się izolowali - usiedli razem przy jednym biurku z papierami, które mieli na dziś i w milczeniu przepracowali całe przedopołudnie, oddając w końcu wyniki całej swojej pracy uśmiechając się nieśmiało do Tony'ego, który ich pochwalił. Poszli więc do kuchni gdzie przygotowali lunch dla wszystkich i poprosili Firday, by powiadomiono o tym pozostałych mieszkańców domostwa. Po wszystkim wzięli nawet udział w zebraniu Avengersów, chcąc się jakoś z powrotem w to wszystko wkręcić. 

Gdy zebranie dobiegło końca, po raz pierwszy od 10 tygodni zamknęli się na sali gimnastycznej i zaczęli trening - najpierw wspólny, później każde ćwiczyło indywiduwalnie, ale ciągle mieli się w zasięgu wzroku i nie oddalali zbytnio od siebie. Dopiero przed kolacją zniknęli w swojej sypialni ale na posiłek znów zasiedli przy wspólnym stole, chociaż w niemal zupełnie nie uczestniczyli w żadnej z toczących się tam rozmowie. 

Chociaż wydawało się to niczym wielkim, każdy widział wyraźną poprawę w zachowaniu tej dwójki i bardzo ich to cieszyło. Dwudziestoparolatkowie po zamknięciu się we własnej sypialni tego wieczora czuli się wykończeni psychicznie ale jednocześnie jakieś miłe uczucie łechtało ich wewnętrznie. Padli razem na kanapę rozkoszując się swoją bliskością i ciszą. 

-Chyba nieźle nam dzisiaj poszło. Jutro ciąg dalszy?

Zapytał Loki przeczesując blond kosmyki leżącej na jego kolanach postaci. Wpatrywał się w spokojną po raz pierwszy od dawna, bladą twarz i nie mógł być bardziej szczęśliwy. Był bardzo pozytywnie nastawiony po tym dniu a w jego sercu kiełkowała nadzieja, że w końcu wszystko pójdzie w lepszym kierunku. Miał nadzieję, że się nie mylił.

-Tak. Gdy już wrócimy do rzeczywistości, będziemy mogli zaplanować zemstę na Odynie.

Chłopak nie skomentował słów swojej dziewczyny udając, że nic takiego nie powiedziała. Miał świadomość, że nie zrezygnuje ona z zemsty - z resztą on również chciał w końcu dać swemu przybranemu ojcu to, na co sobie zasłużył. Nie chciał jednak teraz skupiać na tym swoich myśli. Liczyło się dla niego tu i teraz - relaksowanie się w sypialni na wygodnej kanapie, razem, rozkoszując się swoim towarzystwem. Tylko to się liczyło. Ich dwoje i to, że są bezpieczni. Nic innego nie miało najmniejszego znaczenia. 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Pamiętnik byłego Asgardczyka - Prolog

Pamiętnik wielkich zmian - Rozdział 19

Sługa - Rozdział 9