Pamiętnik wielkich zmian - Rozdział 12

 Plan zaktualizowania obrony pary królewskiej i ich potomka został jeszcze tego samego dnia. Tony świetnie bawił się obmyślając z bogiem piorunów nowe strategie, przewidując wszystkie możliwości i przygotowując się na nie. Peter w tym czasie z zafascynowaniem uczył się o agardzkiej technologii i jednocześnie opowiadał o tej znanej na Ziemii, zjednując sobie jednego z naukowców w zamku w takim stopniu, że nie rozstali się aż do kolacji, na którą człowieka pająka i tak musiał przyprowadzić ochroniarz, bo po trzech zawiadomieniach o posiłku chłopak pogrążony w rozmowie dalej się nie pojawił. 

Tymczasem Loki i jego małżonka wspólnie przez cały dzień opracowywali plan, jak mimo strat spowodowanych słabymi plonami zapewnić zapasy z Misgardu i ile ich w ogóle powinno być, by na pewno starczyło dla wszystkich. Oczywiście w zamku nie musieli martwić się o brak pożywienia - lud zadbałby o to, by nie dotknął ich głód, nawet jeśli trzy czwarte populacji Asgardu miałoby przez to zginąć, jednak nie chcieli dopuścić do sytuacji, gdy poddani będą musieli się dla nich poświęcać. Zajęło im to czas aż do kolacji ale wiedzieli, że ich pozostali przyjaciele są w dobrych rękach. 

Barner towarzyszył przez większość czasu Peter'owi, jako zapalony naukowiec nie mógł odpuścić okazji do powiększenia swojej wiedzy i przedyskutowania różnych nowych teorii, które w Asgardzie są oczywiste ale na Ziemii są jedynie mrzonką. Natasha z kolei dołączyła do wojowników, korzystając z możliwości treningu z nimi i udoskonalając swoje waleczne umiejętności, jednocześnie pokazując straży możliwości midgardzkich szpiegów, trenowanych od dziecka wbrew swojej woli. Podobno bawiła się świetnie i zawarła wiele nowych przyjaźni ale pozostali mieli się o tym przekonać dopiero za jakiś czas. Natomiast Wanda dołączyła do nadwornych czarodziejek i ćwiczyła z nimi cały dzień magię, jednocześnie pozwalając w zamian im się zbadać bo bardzo chciały dojść do tego, jakim cudem zwykłe ludzkie dziecko zyskało magiczne moce i podobno było to rewolucyjne odkrycie. Steve i Bucky świetnie bawili się na dziedzińcu, trenując w parze po czym rozegrali mecz w koszykówkę chociaż nikt nie potrafił dojść do tego, skąd wytrzasneli piłkę a sami zainteresowani nie chcieli się przyznać za żadne skarby. 

Spotkali się więc dopiero przy stole podczas dość późnej kolacji, wszyscy podescytowani mimo zmęczenia i szczęśliwi. Zdecydowanie dobrze udało im się spędzić ten dość intensywny dzień. Dyskusjom nie było końca i nawet po skończonym posiłku trwały do późnych godzin nocnych w bawialni, gdzie pili drinki. Wszyscy poza ciężarną oczywiście, która przez słomkę piła sok pomarańczowy, obserwując wszystkich dookoła z kanapy. W pewnym momencie ktoś usiadł obok niej, o czym świadczył fakt, że kanapa ugięła się obok niej a gdy tam spojrzała zauważyła Zimowego Żołnierza, który z na wpół pustą butelką piwa w dłoniach przyglądał się przyjaciołom z lekkim uśmiechem na ustach. 

-Skoro jesteś zmęczona, powinnaś pójść spać, królowo.

Powiedział w końcu puszczając jej oczko. Nie znali się długo, jednak Vilde bardzo ceniła jego przyjaźń i mieli podobne poczucie humoru, co wszystko ułatwiało. Nie wiedziała, dlaczego, jednak od samego początku bardzo mu ufała i czuła się przy nim bezpiecznie.

-Nie chcę. Jest zupełnie tak, jak za starych czasów, gdy wraz z Lokim żyliśmy w Midgardzie. Wszyscy razem, pogrążeni w rozmowie i bawiący się dobrze. 

Głos dziewczyny był rozmarzony i widać było, że tęskni za czasem, gdy wszyscy mieszkali razem i byli niedaleko a w razie potrzeby wystarczyło poprosić Friday o zawołanie tej osoby.

-Teraz jednak dbasz nie tylko o siebie. Musisz myśleć też o swoim dziecku.

Bucky wyciągnął rękę i ułożył dłoń na jej brzuchu, widząc nostalgię na twarzy młodej królowej i łzy cisnące jej się do oczu, które usilnie starała się powstrzymać. 

-Wiem, ale... tęsknię za wami. Zawsze byliście blisko a teraz mam wrażenie, że wszystko się posypało i bardzo się od siebie oddaliliśmy. Chciałabym, żeby było jak kiedyś ale nie możemy z Lokim wyprowadzić się z Asgardu ani zmuszać was do przeprowadzki tutaj. 

Głos Vilde drżał delikatnie a kryształowe łzy powoli potoczyły się po bladych policzkach, rzłobiąc drogę na delikatnej skórze twarzy. 

-Hej, nie płacz. Wszystko w porządku. Wciąż jesteśmy rodziną, nie zapominaj o tym. Nie oddalamy się od siebie. Po prostu czasem nadchodzi taki moment w dorosłości i nie można tego uniknąć. 

Powiedział i przytulił ją do siebie a blondynka szybko wtuliła się w silne ramiona byłego żołnierza Hydry i starając się ją jakoś pocieszyć. Tą niezbyt ciekawą sytuację nie tyle zobaczył co wyczuł Loki, który zaraz się przy nich pojawił i wymienił zaniepokojone spojrzenie z czarnowłosym przyjacielem. 

-Hej, skarbie, co się stało?

Zapytał miękko, ujmując dłoń swojej ukochanej w swoją własną i składając na niej delikatny pocałunek. Zasnute łzami oczy spojrzały na niego niepewnie a usta otwierały się parę razy i zamykały, nim w końcu udało jej się cokolwiek powiedzieć. 

-Sentymenty. 

Wyszeptała dość słabo co tym bardziej zaniepokoiło jej męża. Wstał i wziął ją na ręce, kiwając głową do Bucky'ego w niemym porozumieniu, po czym wyszedł z bawialni i skierował swe kroki prosto do ich komnat. Dopiero tam położył blondynkę na miękkiej pościeli i zaczął głaskać ją po miękkich włosach, przyglądając się z uwagą jej zapłakanej twarzy.

-Wiem, że za nimi tęsknisz i bardzo się cieszę, że tu są. Kocham ich niemniej niż ty. Chciałbym, żebyśmy mogli spędzać z nimi więcej czasu ale mamy swoje obowiązki i nic na to nie poradzimy. Nie płacz tylko ciesz się, że tu są i korzystaj z tego póki morzesz.

Powiedział cicho po czym złączył ich usta na krótką chwilę w czułym pocałunku, zabierając wszystkie jej troski. Doskonale czuł, jak jej smutek powoli ustępuje. Trzymał ją jeszcze przez jakiś czas w ramionach, szepcząc czułe słówka wprost do jej ucha i głaszcząc po głowie, uśmiechając się przy tym. Planowali swoją przyszłość. Kolejne dzieci i ich imiona, to co jeszcze chcą zrobić jako król i królowa oraz co chcą zrobić jako po prostu oni, Vilde i Loki a nie jako para królewska Asgardu. Dopiero po dłuższej chwili zmęczona wrażeniami całego dnia królowa usnęła w ramionach swojego ukochanego, wsłuchując się w jego miękki głos szepczący jej, jak bardzo ją kocha. 

Jednak gdy obudziła się następnego dnia o świcie w łóżku była sama. Ba, w całych komnatach nie było nikogo poza nią. Czuła, jak serce podchodzi jej do gardła i jak strach boleśnie ściska jej serce. 

-Loki?

Powiedziała drżącym głosem na tyle głośno, na ile nie chcący wydobyć się z jej gardła głos jej na to pozwalał. Nie otrzymała jednak odpowiedzi. Wstała powoli z łóżka i powoli, krok za krokiem, obchodziła wszystkie należące do ich komnat pokoje ale nigdzie nikogo nie znalazła. Z każdym kolejnym pustym pomieszczeniem jej strach rósł i zastanawiała się, dlaczego jej męża jeszcze tu nie ma, skoro doskonale musiał czuć jej emocje. Więź dusz robiła swoje, jednak po zastanowieniu się przyznała, że ona również nie jest w stanie teraz czuć jakichkolwiek emocji swojego partnera, co jeszcze bardziej ją przeraziło a po policzkach zaczęły powoli płynąć łzy strachu, których jednak w ogóle nie zauważyła.

Szybko przebrała się i ściskając w dłoni sztylet wyszła ze swoich komnat, ostrożnie przechadzając się po zamku z coraz mocniej bijącym sercem. Nie wiedziała, gdzie się wszyscy podziali ani czego ma się spodziewać. Jednak korytarze wydawały się być opustoszałe co było bardzo nietypowe, bo z reguły po zamku kręciło się sporo osób, szczególnie służących i dam dworu oraz strażników i wojowników. Było to tym bardziej niepokojące, że chociaż szukała w najgłębszych zakamarkach pamięci, nie mogła sobie przypomnieć, żeby tego dnia miało być jakiekolwiek wydarzenie, które tłumaczyłoby nieobecność kogokolwiek w zamku. W dodatku nic nie słyszała, więc nie mogła stwierdzić, gdzie się wszyscy podziali. Gdy jednak była już w okolicach królewskiej biblioteki, usłyszała szybkie kroki definitywnie zbliżające się w jej stronę. Wystraszona przylgnęła do jednej ze ścian i zacisnęła palce mocniej na rękojeści ostrza, przygotowując się do ewentualnego ataku, jednak ku jej zaskoczeniu z korytarza wybiegł nie kto inny a sam Peter Parker. Odetchnęła z ulgą i ledwo powstrzymała się przed osunięciem się po ścianie.

-Peter!

Krzyknęła i dopiero wtedy chłopak odwrócił się w jej stronę i zauważył przerażoną i zapłakaną królową. Z wystraszonym wyrazem twarzy podszedł do młodej kobiety i położył dłonie na jej ramionach. 

-Vilde? Co się stało? Dlaczego płaczesz?

Zapytał, dopiero wtedy zauważając sztylet w drążej dłoni, na którym wciąż kurczowo zaciskała palce.

-Gdzie są wszyscy? Nikogo nie mogę znaleźć. Loki'ego też nigdzie nie ma, nie czuję jego emocji. 

Ledwo skończyła ostatnie zdanie a nowa fala łez uderzyła w nią tak, że przez kilka kolejnych minut nie była w stanie się uspokoić i rozpaczliwie płakała w ramionach swojego przyszywanego brata, który cierpliwie głaskał ją po plecach i próbował uspokoić, chociaż sam nie do końca wiedział jak ma to zrobić - zawsze był w tym kiepski i w tej kwestii nic się nie zmieniło, mimo upływu lat. 

-Hej, spokojnie... No już, ciiiś... Loki jest na Jotunheimie, został wezwany w jakiejś sprawie w środku nocy, jestem pewien, że nic mu nie jest. Pewnie zapomniał zostawić ci wiadomość, miał nadzieję wrócić przed świtem. 

Wytłumaczył, czując jak drobne ciało blondynki wciąż drży w jego ramionach. Westchnął cicho z ulgą czując, że dziewczyna odrobinę się rozluźniła.

-Ale to nie tłumaczy, dlaczego nie czuję jego emocji ani dlaczego nie spotkałam nikogo oprócz ciebie w zamku.

Wyłkała już o wiele spokojniej, próbując myśląc jaśniej niż strach, który przesłaniał jej osąd. 

-Nie powiem ci, dlaczego nagle nie czujesz emocji. Wiem za to, że w zamku nikogo nie ma bo Thor i Tony zwołali wszystkich by powiadomić ich o nowych zasadach w zamku. Chcieli skończyć nim się obudzisz ale najwyraźniej się im przeciągnęło, za chwilę powinni być gotowi.

Wytłumaczył obserwując, jak z każdym jego słowem ulga zalewa jego przyjaciółkę i musiał ją przytrzymać, bo gdy emocje opały i adrenalina przestała działać, straciła na chwilę grunt pod nogami. Nie pozwoliła jednak nigdzie się zanieść i po chwili znów stała twardo na ziemi a łzy kompletnie zniknęły z jej twarzy, na której wstąpił typowy dla niej, pewny siebie acz życzliwy wyraz. 

-W porządku. Chodźmy do tych półgłówków. 

Zadecydowała i podąrzyła za swoim przyjacielem do sali, gdzie faktycznie wszyscy mieszkańcy i pracownicy zamku zostali zebrani a Thor właśnie kończył swoje przemówienie. Ciewczyna cierpliwie czekała, aż dokończy i wszyscy zaczną się rozchodzić, chociaż w cale nie przyszło jej to łatwo, bo po panice, którą przeżyła, wręcz kipiała od emocji. Gdy większa część osób już opuściła aulę, weszła pewnym, szybkim krokiem na podest i pierwszym co zrobiła było uderzenie blondyna w twarz z liścia.

-Thor, ty na prawdę jesteś bogiem młotków! Przypominam ci, że mimo bycia szefem ochrony i dowódcą wojska, każde zebranie masz konsultować z nami i informować nas o każdej sytuacji, więc dlaczego, do jasnej cholery, po raz kolejny nie miałam pojęcia o jakimś spotkaniu?! Mam ci to wyryć na czole, żebyś nie zapomniał? Nie ma problemu, schyl się! 

Krzyczała, dając upust swoim emocją i mając serdecznie dość zachowania Thor'a, który nie po raz pierwszy robił takie rzeczy za ich plecami. Mogła się oczywiście od razu domyślić, że to jego sprawka, że nikogo nie mogła znaleźć w całym zamku, jednak nieobecność Loki'ego bardzo ją zaniepokoiła i zaburzyła logiczne myślenie.

-Vilde, ja...

-W dodatku pozwoliłeś Loki'emu SAMEMU pójść do Jotunheimu i ciągle go nie ma! Ty masz młotek zamiast głowy! Potrafisz w ogóle myśleć samodzielnie?! Doskonale wiesz, że sytuacja na Jotunie jest napięta i mogli go zaatakować! Najpierw głosisz deklaracje, że chcesz nas chronić a potem robisz takie świństwo! Idiota!

Thor przez kilka kolejnych chwil nie miał się jak odezwać, bo królowa mu na to nie pozwoliła, wciąż na niego krzycząc i przy okazji walnęła go kilka razy w ramię lub w klatkę piersiową, dając upust swojej złości. Gdy w końcu się wykrzyczała, wypuściła powoli powietrze z ust uspokajając się, jednak jej wzrok wciąż ciskał piorunami i Thor mógłby przysiąc, że gdyby to jej przypadł tytuł boga piorunów to w tym momencie byłby już martwy. 

-Przepraszam, Vilde, zabronił kategorycznie komuś z nim iść. Chciał załatwić to sam i zaraz wrócić. 

Przyznał głupio uświadamiając sobie, że faktycznie jego zachowanie i pozwoleniu królowi podróżować samotnie było idiotycznie. Westchnął cicho, zdająć sobie sprawę, że mógł narazić adoptowanego brata na straszne niebezpieczeństwo.

-W jakiej sprawie w ogóle go wezwano?

Zapywała w końcu o wiele spokojniej blondynka, zaplatając ręce na piersi i zastanawiając się, czy na pewno chce utrzymać tego kretyna stojącego przed nią przy życiu. 

-Niestety nie wiem, dostał list do rąk własnych i niemal od razu wyszedł z zamku...

W tym momencie była dosłownie gotowa zabić swojego szwagra i tylko jedna, jedyna niteczka rozsądku pozwalała jej się powstrzymać przed spełnieniem swoich myśli i gróźb, które adresowała do niego w myślach. 

-Vilde, kochanie, nie powinnaś się denerwować, to nie wpływa dobrze na ciebie i na dziecko. 

W końcu w rozmowę wtrąciła się nawet sama stara królowa, kładąc dłone na ramionach swojej synowej i uśmiechając się do niej uspokajająco, zasłaniając pierworodnego swoim własnym ciałem, chcąc jakoś uspokoić młodą kobietę. 

-Nie interesuje mnie to teraz. Jedyne, co mnie w tym momencie interesuje, to bezpieczny powrót do domu mojego męża. 

Warknęła i strąciła dłonie kobiety ze swoich ramion po czym odwróciła się na pięcie i szybkim krokiem wyszła z auli, kierując się prosto do wyjścia z zamku. Cała jej postać emanowała taką wściekłością, że nikt nie śmiał do niej podejść ani nawet się do niej odezwać. Niektórzy nawet odwracali wzrok, bojąc się jej gniewu. Chociaż królowa jak do tej pory zebrała całkiem dobre opinie i była postrzegana jako bardzo życzliwa, spokojna, miła i wyrozumiała to wszyscy doskonale zdawali sobie sprawę, że jeśli ktoś z jej rodziny jest w niebezpieczeństwie, to jest w stanie roznieść cały świat na malutkie kawałki. Kobieta jednak nie zatrzymała się przed wrotami wejściowymi do zamku i wściekłym krokiem wyszła na dziedziniec, mając zamiar pójść prosto do Heimdall'a i udać się na Jotuna, gdy zauważyła zbliżającą się w jej stronę postać odzianą w czerń i zieleń.

-Loki? 

Zapytała wyraźnie zaskoczona i po chwili mogła już wyraźnie dostrzec swojego męża wracającego do niej z uśmiechem na twarzy i kroczącego dumnym krokiem. Nagle uderzyła w nią fala emocji, które w cale nie należały do niej i poczuła zarówno, jak jest mu przykro jak również niezwykłą radość i dumę. Cała złość minęła jej w jednym momencie jak za dotknięciem czarodziejskiej różdźki i po chwili była już całkowicie spokojna a na jej twarz wpłynął nawet delikatny uśmiech, gdy wkrótce znalazła się w znajomych ramionach. 

-Wybacz, kochanie, zapomniałem zostawić dla ciebie wiadomość. Miałem nadzieję wrócić nim się obudzisz, ale jak widać nie udało mi się. Przepraszam, wynagrodzę ci to. 

Powiedział miękko, zatapiając palce w jej miękkich, rozpuszczonch włosach i uśmiechając się do swojej żony, która coraz bardziej opierała na nim własny ciężar ciała. 

-Cieszę się, że nic ci nie jest...

Tylko tyle zdołała wyszeptać jeszcze, nim osunęła się komletnie w ramiona ukochanego i straciła przytomność, słysząc jedynie jeszcze jak jej ukochany woła jej imię, jednak nie będąc w stanie już na te wołania odpowiedzieć. 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Pamiętnik byłego Asgardczyka - Prolog

Pamiętnik wielkich zmian - Rozdział 19

Sługa - Rozdział 9