Pamiętnik wielkich zmian - Rozdział 9

 -Wszyscy gotowi?

Damski, spokojny aczkolwiek zdecydowany głos poniósł się po pomieszczeniu treningowym w którym stali i powiodła wzrokiem po zebranych. Każdy był gotowy do walki i meldował swoją gotowość do rozpoczęcia akcji. Widziała niepewność na niektórych twarzach - szczególnie Peter bał się planu, jaki mieli lada chwila wprowadzić w życie. Chłopak nie chciał zabijać a bardzo bał się, że będzie do tego zmuszony. Jego mentor podszedł do niego i położył dłonie na ramionach, zaglądając w przerażoną twarz. Może miało go to uspokoić, może dodać odwagi a może dać znać, że chłopak nie jest sam. Nie było jednak czasu na to, by się nad tym zastanawiać. 

-Przejdźmy więc do Asgardu. Zaczynamy operację: Zabić króla.

Zarządziła i poczuła, jak ktoś chwyta jej dłoń i splata jej palce ze swoimi. Uśmiechnęła się delikatnie. Nie musiała spoglądać w bok, żeby wiedzieć, kto to jest ale i tak spojrzała na swojego męża, który swoim uśmiechem starał się dodać jej odwagi, chociaż wydawało jej się, że ma jej wystarczająco. 

-Jak myślisz, za kim opowiedzą się Thor i Frigga?

Chciała o to zapytać ale nie zrobiła tego. Wiedziała, jak bardzo zabolałoby to czarnowłosego - niepewność, jakie kroki podejmą jego bliscy była dla niego wręcz zabójcza i paraliżująca. Zamknęli oczy i powoli wyczarowali przed nimi portal - najpierw jeden, potem kolejne cztery. Wskazali każdemu drogę, do której mieli się skierować i sami przeszli przed mieniący się prostokąt. Znaleźli się tuż przed potężnymi drzwiami z pięknymi, złotymi zdobieniami ale nie mieli czasu ich podziwiać.

-Wszyscy na swoich pozycjach?

Zapytał czarodziej, przytrzymując słuchawkę, którą miał w uchu. Zaraz po tym, gdy otrzymali od wszystkich potwierdzenie, skinęli głowami, patrząc sobie w oczy. Denerwowali się i nie było to niczym niezwykłym ale wiedzieli, że są w tym razem. Złapali się za dłonie i czarnowłosy widział, jak jego żona oddycha głęboko. Nie miała do tej pory okazji do zobaczenia króla Asgardu więcej niż ten jeden raz, nie wiedziała więc, czego ma się spodziewać. Był jednak pewien, że razem dadzą sobie radę. 

-Gotowa?

Nie musiał dostawać werbalnej odpowiedzi. Wiedział, że nigdy nie będą na to gotowi - żadne z nich. Mimo to nie mieli już możliwości się wycofać. Musieli to zrobić, ponieważ właśnie to było słuszne. Potężne drzwi otwarły się przed nimi, gdy podeszli bliżej i już po chwili znajdowali się w sali tronowej przed surowym obliczem mężczyzny.

-Loki, Vilde. Co was sprowadza w moje skromne progi?

Ton króla był niezwykle sarkastyczny i zdecydowanie nie spodziewał się ich tutaj, nawet jeśli starał się nie okazać zaskoczenia ich widokiem. Przystanęli tuż przed nim i spojrzeli hardo w ozdobioną złotą opaską na oko twarz. 

-Przyszliśmy po to, co nasze. Poddaj się dobrowolnie, ojcze, zanim będziemy musieli cię skrzywdzić.

Czarodziej poczuł mocniejszy uścisk na palcach i ledwo powstrzymywał cisnący mu się na usta uśmiech. Czuł całe wsparcie swojej żony i był jej wdzięczny. Jednak rozlegający się po sali śmiech wywołał dreszcze wzdłuż całego kręgosłupa.

-Niby z jakiej racji mam obawiać się was, dwóch wygnanych As'ów?

Zapytał, wyraźnie rozbawiony. Nie bał się ich, nawet nie wezwał wsparcia dla swoich żołnierzy. Na to byli jednak również przygotowani. Loki machnął ręką i w tym momencie w całym Asgardzie pojawiły się ekrany, na których mieszkańcy królestwa mogli obserwować, co dzieje się w sali tronowej.

-Odynie nazywający siebie Wszechojcem. Zniszczyłeś życie nam obojgu. Najpierw zabiłeś cały mój ród i zmusiłeś przodków do ucieczki z Asgardu, który był ich domem. Zrobiłeś to tylko dlatego, że bałeś się, iż będą bardziej godni tronu, niż ty. Czy przyznajesz się do tego czynu?

-Owszem.

-Całe szczęście moi dziadkowie przetrwali i dzięki temu jestem tu dzisiaj. Jednak nawet moje życie zamieniłeś w piekło. Znalazłeś moich rodziców i zabiłeś ich a ja nie będąc świadoma swojego pochodzenia i swoich mocy musiałam przechodzić przez istne tortury będąc inną niż reszta społeczeństwa w Midgardzie. Nie miałam nikogo, kto by mi to wytłumaczył i mnie wsparł. Czy to prawda?

-Tak właśnie było. Zabiłem każdego z twojego rodu.

-Potem porwałeś Loki'ego z Jotunheimu i wychowywałeś w kłamstwie, gnębiąc go i jasno dając mu do zrozumienia, że nigdy nie będzie on twoim prawowitym synem, mimo że go adoptowałeś. Trzymałeś go u swego boku jedynie, by mieć kartę przetargową, doprowadzając go tym samym do rozpaczy, że nigdy nie będzie mógł być wart czegokolwiek w twych oczach. Czy tak było?

-Dokładnie tak.

-Wygnałeś swego syna do Midgardu by tam szczezł w ramach kary za to, że chciał zdobyć twoje uznanie. On jednak znalazł nową rodzinę i odnalazł mnie, swoją żonę. Przyznajesz się do tego?

-Podpisuję się pod tym obiema rękami.

-Więc przyznaj się też do swego ostatniego występku.

-O czym mówisz?

-Gdy dowiedziałeś się, że Loki i ja spodziewamy się dziecka, postanowiłeś pozbawić nas szczęścia. Wysłałeś do nas swoich żołnierzy, którzy zabili nasze nienarodzone jeszcze dziecko i niemal zabili mnie. Czy nie tak było?

-Było dokładnie tak.

-Czy nie zrobiłeś tego tylko dlatego, ponieważ obawiałeś się, że zostaniesz obalony i bałeś się, że twój złoty tron zostanie ci odebrany?

-Moje motywy były słuszne, ponieważ zrobilibyście to a żadne z was nie zasługuje na tron.

-Nie miałeś prawa niszczyć nam życia ani zabijać naszego potomka!

-Miałem prawo zrobić to, co uważałem za słuszne i właśnie to zrobiłem.

Na moment pomiędzy rozmawiającymi zapadła cisza. Vilde z nienawiścią wpatrywała się we wciąż siedzącego na tronie mężczyznę, zastanawiając się, jak można być aż tak nieczułym. Nie miała pojęcia, że wszyscy asgardczycy wpatrzeni są w rozrzucone po kraju ekrany i wsłuchują się w tę spowiedź.

-Więc powtórzę po raz ostatni. Poddaj się dobrowolnie i abdykuj, zanim dosięgnie cię nasza zemsta. Nie będziemy łaskawi dla ciebie, jednak każda inna osoba, która dobrowolnie się podda, przeżyje. Tyle możemy zagwarantować.

-Głupie dziewczę, myślisz, że wasza dwójka zdoła pokonać mnie i moją armię? Mam Thor'a. 

W tym momencie znikąd pojawił się blondyn dzierżący swój potężny młot, wpatrując się wściekle w swego ojca, który jednak zignorował to spojrzenie, będąc pewnym swego.

-Thor, synu, pojmij swego brata i jego małżonkę. Zamkniemy ich w oddzielnych celach i zadbamy, by już nigdy się nie zobaczyli.

Rozkazał, machając niedbale dłonią i sięgając do stojącej obok tronu misy ze słodyczami, mając zamiar zjeść winogrona, które wypadły mu z ręki, gdy usłyszał odpowiedź swego pierworodnego.

-Nie, ojcze. Zbyt długo prowadzisz już zbyt krwawe rządy, wyznaczając innym kary zbyt wysokie, jak za ich występki. Dzisiaj stanę po stronie mego brata, nawet jeśli oznacza to bycie przeciw tobie.

W sali na moment zapanowała cisza. Nawet dwaj strażnicy stojący kilka kroków za tronem nie wydali żadnego dźwięku i ciężko było odgadnąć ich myśli. 

-Frigga! Doprowadź swego syna do porządku!

Głos Wszechojca wyraźnie zdradzał zdenerwowanie, jakie targało mężczyzną. Bocznymi drzwiami do pomieszczenia weszła rudowłosa kobieta, która spokojnym krokiem stanęła pomiędzy swoim mężem a swymi dziećmi.

-Thor, synu. Jestem niezwykle... dumna z twojej postawy, kochanie. Loki, Vilde, proszę, wybaczcie naszą wizytę w Midgardzie. Chcieliśmy was wesprzeć, nie udało nam się to, niestety. Przyjmijcie więc, proszę, naszą pomoc teraz. 

To powiedziawszy zeszła z podwyższenia i stanęła obok swoich synów, mierząc swego męża spojrzeniem pełnym złości, kompletnie nie przejmując się jego gniewem.

-Jak mogłaś mnie zdradzić?! Jesteś moją żoną, masz mnie słuchać!

-Jestem twoją żoną a nie ubezwłasnowolnioną niewolnicą. Nie mam zamiaru dłużej wspierać twoich okropnych działań, które nie mają nic wspólnego ze sprawiedliwością. Powinieneś ustąpić i abdykować, nim przeleje się krew twych żołnierzy.

-Nie ma takiej opcji. Moja armia już czeka pod drzwiami i w tym momencie zezwalam im na atak. Mają prawo was zabić, jeśli będzie taka potrzeba.

Ostatnie słowa król wypowiedział niezwykle zimnym tonem i w tym momencie rozpoczęła się walka. Wszyscy mieli świadomość, że wielu żołnierzy walczy jedynie dlatego, że obawiają się Odyna, który regularnie ich zastraszał, chociaż w taki sposób, by nikt mu tego nie udowodnił.

Wkrótce potem do walki dołączyli Avengersi. Bitwa trwała wiele godzin i przelało się wiele krwi. Wielu żołnierzy zostało ciężko rannych bądź straciło życie. Z grupy superbohaterów najbardziej oberwali Clint, Frigga i Spider-Man, którzy jak najszybciej zostali przetransportowani do medyków. Zabicie króla Asgardu przypadło Hulk'owi, który niespodziewanie zamachnął się, odrzucając go na drugi koniec sali, gdzie starszy mężczyzna nadział się na utkwioną w ścianie włócznię, która przeszyła mu serce.

Wykończeni siedzieli na schodach prowadzących do podwyższenia, próbując jakoś zebrać się w sobie by wstać i w końcu ruszyć dalej. Nie mieli na to jednak siły.

-Dziękuję wam. Za wszystko.

Pierwszy odezwał się Loki, który z czułością przytulał swoją małżonkę ale swoje słowa kierował do wszystkich w pomieszczeniu.

-Nie ma sprawy, bracie.

-W końcu jesteśmy rodziną.

Słowa wypowiedziane przez Thor'a i Nat były właśnie tymi, którym wszystkim siedziały w głowach i wywołały uśmiechy na ich twarzach.

-Thor, nie chciałbym z tobą walczyć, jednak nie zamierzam oddać ci tronu. Zasiądę na tronie wraz z Vilde jako król i królowa Asgardu i będę wiódł lepsze rządy, niż nasz ojciec.

Po tej wypowiedzi w sali zapadła cisza a oczy wszystkich skierowały się na boga piorunów, czekając na jego reakcję.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Pamiętnik byłego Asgardczyka - Prolog

Pamiętnik wielkich zmian - Rozdział 19

Sługa - Rozdział 9