Sługa - Rozdział 3
Od ich pamiętnej rozmowy w ogrodzie minęło kilka dni i Thor zdążył już niemal całkowicie o niej zapomnieć. Teraz jednak był strasznie zdezorientowany, przyglądając się zapisanej ładnym pismem kartki, którą trzymał w dłoni i czytał ją po raz kolejny. Nie umógł uwierzyć w zapisane starannie na kawałku pergaminu słowa i modlił się w duchu, by okazały się kłamstwem albo majakiem - byle nie prawdą.
Tak, jak co rano, wszedł do pokoju swojego brata z zamiarem obudzenia go, sprawdzenia jego stanu i zabrania go na śniadanie do jadalni, jednak nie zastał czarnowłosego w jego łóżku - w sumie nie zastał go nigdzie. Dopiero po podwójnym przeszukaniu wszystkich należących do czarodzieja komnat zauważył na biurku kartkę z jego imieniem a gdy ją odwrócił, przeczytał słowa, których kompletnie się nie spodziewał.
Zaatakowałem Midgard. Zadbaj o bezpieczeństwo tych, których kochasz.
Osiem prostych słów a wywróciło cały jego świat do góry nogami. Nie wiedział, co ma zrobić - powiadomić ojca czy też raczej nic mu nie mówić i samodzielnie zająć się tą sprawą? Jedno wiedział na pewno - musiał szybko dostać się do Midgardu, za wszelką cenę. Ruszył więc w stronę Strażnika Heimdala, który mógł go tam przepuścić za pomocą Tęczowego Mostu. Oczywiście istniały też inne sposoby na dostanie się do świata śmiertelnych ale zupełnie o tym nie pomyślał w pierwszej chwili. Wkrótce więc stanął przed obliczem Strażnika, wpatrując się w jego białe oczy.
-Twoja wycieczka przyniesie ci wiele cierpienia.
Usłyszał ale nic sobie z tego nie zrobił i po chwili był już w drodze do Midgardu, gdzie zamierzał odnaleźć zarówno Jane jak i swojego brata.
Loki w tym czasie przechadzał się już po jednej z kawiarni w Midgardzie - konkretniej w Monachium w Niemczech. Udawał, że nie może się zdecydować, który stolik zająć, chociaż od początku już go sobie upatrzył - samotną nastolatkę, która zdecydowanie mogła wiele mu uprościć właśnie tym, że wyglądała tak niewinnie i miło, jak tylko się dało. W końcu podszedł do jej stolika i zajął wolne miejsce naprzeciwko niej. Wyglądała na niewiele młodszą od niego, nie wyglądali więc z boku podejrzanie.
-Przepraszam, czy to miejsce jest wolne?
Zapytał miłym tonem, uśmiechając się w czarujący sposób. Spojrzenie oczu w kolorze najczystszej stali spoczęło na nim i zmierzyło go beznamiętnie od góry do dołu.
-Tak samo jak wiele innych miejsc w tej kawiarni. Dlaczego wybierasz więc miejsce obok mnie?
Odpowiedziała dość obojętnym tonem nie zmieniając kompletnie wyrazu twarzy. Być może wyglądała na bardzo miłą ale najwyraźniej nie była zbyt przyjaźnie nastawiona do obcych. Sądząc jednak po obyczajach panujących w Midgardzie, bóg kłamstw w cale nie był tym zaskoczony. Mimo to nie poddawał się i obdarował nastolatkę najbardziej niewinnym uśmiechem, na jaki było go stać.
-Ponieważ wydajesz mi się być bardzo interesującą, młodą damą i chciałbym cię lepiej poznać.
Widział, jak dziewczyna analizuje jego słowa i próbuje oszacować, czy mówi prawdę. Po chwili odgarnęła opadające jej na twarz, brązowe włosy i uniosła jedną brew w powątpiewającym geście.
-Kłamiesz.
Skwitowała i uniosła do ozdobionych bezbarwną pomadką ust porcelanową filiżankę wypełnioną wciąż ciepłą kawą z mlekiem - cappuchino, jak dowiedział się niedługo później asgardczyk.
-Absolutnie nie. Jestem nowy w mieście i szukam jakiegoś towarzystwa, gdy cię ujrzałem zapragnąłem zagadać i lepiej cię poznać.
Przez chwilę oboje milczeli, wpatrując się w siebie nawzajem i zastanawiając się nad tym, co powinni zrobić jako kolejny ruch - wzajemnie analizowali swoje słowa, ton głosu, gesty i wyrazy twarzy. Nie był pewien, co z jego osoby wywnioskowała dziewczyna ale wnioskował, że chyba jednak coś pozytywnego, sądząc po jej kolejnym odpowiedzi.
-Jestem Marie. Skąd pochodzisz?
Doskonale wiedział, że może paść takie pytanie i przygotował się na nie ale wiedział, że nie musi na nie odpowiadać. Miał już plan i nadszedł czas, by wyciągnąć asa z rękawa. Nachylił się więc do niej i spojrzał prosto w szare oczy, wciąż się uśmiechając.
-Jestem Loki a ty od teraz mi służysz.
Wyszeptał a jego dłoń pod stołem wystrzeliła w kierunku nastolatki zielone iskry trafiając ją w pierś. Na chwilę w jej oczach zabłysnął strach a potem stały się puste - kompletnie pozbawione życia i wiedział, że zaklęcie zadziałało. Pogratulował sobie w duchu, ponieważ czar był trudny i używał go po raz pierwszy, ale skoro mu się udało to nie musiał się niczym przejmować.
-Powiedz, ile masz lat?
Zapytał, opierając się na powrót o oparcie krzesła i relaksując, skinął na kelnera by móc złożyć zamówienie.
-19, panie.
-W porząku, gdzie mieszkasz?
-W niewielkim mieszkaniu dwie ulice stąd.
-Mogę tam zamieszkać wraz z tobą?
-Oczywiście, panie.
-Słyszałaś o Avengers'ach?
-Tak jest.
-Sprowokujemy ich. Pomożesz mi w tym?
-Co tylko rozkarzesz, panie.
Loki uśmiechnął się do siebie widząc, że ma pełną kontrolę nad nastolatką i cieszył się, że tak łatwo poszło. Nie wiedział, że w tym samym czasie, gdy on ucinał sobie pogawętkę ze swoją nową służącą, chociaż adekwatniej chyba byłoby ją nazwać niewolnicą, jego starszy brat dotarł już do Nowego Jorku i zwoływał już spotkanie Avengers'ów.
-Jak to zaatakował Ziemię?
-Nigdzie jeszcze nie ma żadnych wiadomości o jakimkolwiek ataku.
Ciemnowłosy mężczyzna przechadzał się po swoim salonie w wieży, będącej bazą Avengers w tę i z powrotem, zastanawiając się, dlaczego bóg kłamstw miał zaatakować ich niezbyt interesującą dla asgardian planetę.
-Dlaczego miałby nas zaatakować?
W nerwową rozmowę wtrąciła się rudowłosa kobieta, robiąca właśnie przegląd swojej broni i nie podnosząc nawet wzroku na pozostałych.
-Nie mam pojęcia. Szczerze mówiąc, sam zadaję sobie to pytanie.
-Czy ostatnimi czasy wydarzyło się coś nietypowego?
Na moment znów zapadła między nimi cisza. Blondwłosy bóg zastanawiał się, co ma odpowiedzieć i jak to wszystko ma wyglądać.
-Owszem, Loki zaginął na półtorej roku. Nikt nie wiedział, gdzie się podziewa, nie dawał znaku życia. Nigdy nie znikał na dłużej, niż miesiąc, więc bardzo się niepokoiliśmy. Gdy wrócił wyznał, że był torturowany. Jakiś czas później wypytywał mnie o Midgard i o Jane. Powiedział, że następnym razem, gdy będzie potrzebował pomocy, nie powie mi tego wprost tylko będzie dawał znaki.
Wszyscy zebrani w pokoju spojrzeli po sobie, analizując słowa wypowiedziane przez przybysza z Asgardu. Szczególnie ostatnie zdanie wydawało im się dziwne.
-Mówiłeś, że zostawił list?
-Owszem, oznajmił w nim, że zaatakował wasz świat śmiertelników i mam zatroszczyć się o bezpieczeństwo tych, których kocham.
Agentka wstała ze swojego miejsca na kanapie i podeszła do o wiele wyższego od niej mężczyzny, doskonale wiedząc, co myślą pozostali znajdujący się w tym pomieszczeniu ale o czym najwyraźniej nie pomyślał sam brat poszukiwanego.
-Nie sądzisz, że ten list mógł być takim znakiem?
Zapytała cicho i zobaczyła wyraźnie, jak coś zatrybiło w głowie boga piorunów i mężczyzna wyglądał, jakby nagle dostał istnego olśnienia.
-Może tak być. Ale to nie daje nam wskazówki, gdzie jest.
-Jeśli Loki chce twojej pomocy, wysłał cię do Midgardu wiedząc, że w pierwszej kolejności udasz się do nas i o wszystkim nas powiadomisz.
-Myślę, że będzie chciał nas jakoś sprowokować do działania.
-W przeciągu kilku dni powinniśmy zobaczyć jego ruch i dowiedzieć się, gdzie jest.
Pozostali superbohaterowie kompletnie zdawali się zapomnieć o obecności asgardczyka, dyskutując między sobą i przygotowując się na każdą ewentualność, jaką mógł im zaprezentować bóg kłamstw. Tymczasem osoba, której poszukiwali wchodziła do mieszkania nastolatki, które ta wynajmowała od roku - jak zdążył się dowiedzieć. Rozejrzał się po niewielkim, 25-metrowym mieszkaniu na które składał się jeden duży pokój, pełniący funkcję sypialni i salonu, niewielkiej kuchni w której ledwo mieściła się jedna osoba i najpotrzebniejsze sprzęty i równie niewielkiej łazienki, która z pewnością była zbyt mała, szczególnie dla dorastającej kobiety. Całe mieszkanie zdawało się być pozbawione jakiejkolwiek obecności - było nijakie i nic nie świadczyło o tym, że ktoś w ogóle tu mieszka. Taki obrót spraw bardzo go zaskoczył i nie spodziewał się tego.
-Masz dodatkowe posłanie?
Zapytał nastolatki, siadając na jednym z czterech stojących przy stole krzeseł. Ta skinęła głową i wspieła się na niewielką drabinkę, sięgając do najwyższej z szafek zamontowanej na jednej ze ścian i zaczęła wyciągać stamtąd materac i pościel. Wszystko stało już na podłodze i sięgała jeszcze po jedną poduszkę, gdy zachwiała się i byłaby upadła na ziemię i uderzyła głową w drewniany stół, gdyby nie szybka reakcja asgardczyka, który zdołał złapać ją w swoje ramiona i w duchu dziękował za swój dobry i szybki refleks.
-Uważaj na siebie.
Skarcił ją i dopiero po chwili zwrócił uwagę na to, że dziewczyna w jego ramionach waży o wiele mniej, niż powinna. Zastanowiło go to i chcąc nie chcąc myślami wrócił do miesięcy tortur w ciągu których często nie dostawał absolutnie nic do jedzenia przez dłuższy okres czasu. Pomógł jej złapać równowagę na nogach i odsunął się kawałek od brunetki.
-Rozbierz się.
Zarządał zauważając, że nic nie zauważy pod zbyt dużymi jak na jej figurę ubraniami. Skarcił się w myślach, że wcześniej kompletnie nie zwrócił uwagi na tak ważny fakt ale wiedział, że już za późno by to zmienić. Dziewiętnastolatka posłusznie zdjęła z siebie czarną bluzę i spodnie ale Loki powstrzymał ja gestem ręki przed rozebraniem się z bielizny. Stała więc przed nim półnaga a bóg psot czuł niemal fizyczny ból przyglądając się jej. Ciało faktycznie było zbyt chude i delikatna skóra była powoli przebijana przez wystające kości, które zostawiały siniaki na bladej skórze. Ale nie to było najgorsze, nawet jeśli przywowyłało złe wspomnienia. Dziewczyna definitywnie wiele razy w życiu była katowana i było to widać - liczne blizny od wszelakich narzędzi tortur zdobiły jej ciało, chociaż nie były one jedynymi bliznami. Całe uda i przedramiona nastolatki pokryte były zarówno świeżymi, wciąż lekko krwawiącymi ranami jak i zasklepionymi już dawno bliznami po ostrzu żyletki. To właśnie te rany bolały go najbardziej i czuł się źle z tym, że zawładnął tą właśnie dziewczyną - w końcu miała już wystarczająco ciężkie życie ale wiedział, że jest już za późno by się wycofać.
Podszedł do midgardianki i spojrzał w jej kompletnie wypraną z emocji twarz - efekt zaklęcia, które zamieniło ją w jego bezwładną marionetkę. Miał złe przeczucie, że gdyby cofnął zaklęcie i obiecał, że jeśli za nim pójdzie to zginie - dziewczyna nie wahałaby się ani chwili i podążyłaby za nim z własnej woli. Nie chciał się jednak o tym przekonywać i postanowił nie sprawdzać tego.
-Nie rób tego więcej.
Poprosił cicho a w jego głosie autentycznie pobrzmiewał ból. Nie do końca wiedział, dlaczego, chociaż domyślał się że to z powodu tego, jak wiele ich łączyło - oboje byli torturowani, chociaż on nie był aż tak bardzo gnębiony fizycznie, co ona. Oboje znali smak tortur. Oboje wiedzieli, jak to jest okaleczać swoje własne ciało, czując się zbyt przytłoczonym wszystkim, co się dzieje w ich życiu.
-Tak jest, panie.
Odpowiedziała beznamiętnie i był pewien, że nie dotrzyma tej obietnicy - jak tylko zdejmie z niej zaklęcie wróci do ranienia się. I ta świadomość chyba bolała go najbardziej, chociaż nigdy by się do tego nie przyznał.
Komentarze
Prześlij komentarz