Sługa - Rozdział 4

Dopiero po upływie kolejnych trzech dni Loki dał w końcu znak, na jaki Avengers i jego brat czekali by dowiedzieć się, gdzie znajduje się bóg psot. Rankiem czwartego dnia razem z Marie włamał się do jednego z rządowych budynków i porwał jednego z posłów - kompletnie go nie znał i nie miał pojęcia, kto to jest, ale chciał wywołać zamieszanie i udało mu się to. Właśnie wstał z krzesła w gabinecie posła, chcąc się przejść po dość ładnym pomieszczeniu w którym jednak było zdecydowanie zbyt wiele dekoracji jak na jego gust, gdy dopadł go okropny ból głowy i czuł, jak zaczyna się dusić.

-Dlaczego to zrobiłeś, nędzny asgardczyku?

Usłyszał wściekły szept i wiedział, że nie wywinie się od odpowiedzi. Spróbował złapać oddech ale udało mu się to tylko odrobinę - akurat na tyle, by mógł odpowiedzieć na postawione mu pyatnie.

-Dzięki temu człowiekowi będę mógł dotrzeć do tych, którzy rządzą Midgardem. Dzięki temu wkrótce zdobędę Midgard a zaraz potem obalę Odyna z asgardzkiego tronu i przekażę Wszechojca w twoje ręce.

Wyjaśnił przyduszonym głosem, czując jak powoli zaczyna kręcić mu się w głowie z powodu niedotlenienia.

-W porządku. Nie zapominaj jednak, co się z tobą stanie, jeśli nas oszukasz.

Syknął potwór nim wypuścił go z zimnych objęć śmierci i zakończył swoją wizję. Loki zgiął się wpół i zaczął kaszleć, próbując złapać oddech ale gardło paliło go, jakby jadł właśnie najostrzejszy sos świata.

-Panie, wszystko w porządku?

Usłyszał pytanie i spojrzał na nastolatkę, która stała za plecami siedzącego na skórzanym fotelu posła i trzymała nóż przy jego gardle.

-Oczywiście, nie martw się o to.

Odpowiedział z delikatnym uśmiechem. Podobało mu się to, że jego czar kontroli umysłu nie wymazywał osobowości osoby, którą kontrolował. Mógł dzięki temu całkiem dobrze poznać swoją midgardiańską zabawkę, która okazała się być bardzo kochaną i troskliwą osobą, która po prostu miała pecha w życiu. Lubił z nią przebywać i z nią rozmawiać, co nie powinno miec miejsca - w końcu niedługo będzie musiał ją opuścić lub... nie, o drugiej opcji nawet nie chciał myśleć. Sama sugestia tego zbytnio go bolała i przerażało go to.

-Co teraz, panie?

-Czekamy aż ktoś zareaguje.

Odpowiedział najspokojniej w świecie i podszedł do okna z którego widział, jak budynek powoli otacza coraz więcej gapiów i policjantów, jednak nikt nie wchodził do środka. Bali się - Loki skutecznie ich odstraszył dając wcześniej pokaz swoich umiejętności, jak może zabijać. Siedem osób - tyle zabił. Tyle krwi przelał. Nie chciał tego, ale musiał - musiał albo zabić albo samemu zginąć. Zbytnio cenił swoje życie by okazać litość obcym mu śmiertelnikom, którzy nic dla niego nie znaczyli. Czekał tylko na jedną grupę w której z pewnością znajdował się jego brat - jeśli przegra nie ze swojej winy (a przynajmniej będzie to tak wyglądać z zewnątrz), nie powinien ponieść żadnych konsekwencji. Miał nadzieję, że właśnie tak będzie chociaż bał się, że może się nie wywinąć i i tak straci życie.

Nie musiał w cale czekać zbyt długo - chociaż oczekiwał, że superbohaterowie będą potrzebować więcej czasu na przybycie do miasta oddalonego od ich siedziby o mniej-więcej 6500 km, ale pojawili się zarówno trochę ponad pięć godzin później i weszli w zwyczajowym dla siebie stylu - bardzo głośno, wybijając połowę okien mimo że znadjowali się na 14 piętrze.

-Witaj, bracie.

Przywitał się grzecznie czarnowłosy uśmiechając się zaczepnie do postawnego blondyna, który stał przed nim dzierżąc młot w swojej dłoni.

-Loki, wiemy o wszystkim, poddaj się a ci pomożemy.

W zielonych oczach coś błysnęło gdy usłyszał tę wiadomość. Nie sądził, że grupa przypadkowych ludzi tak szybko dojdzie do prawdziwego znaczenia słów, które powiedział jakiś czas temu bogowi piorunów ale był z tego w sumie zadowolony i częściowo odetchnął z ulgą. Przestał się uśmiechać i spojrzał prosto w oczy rudowłosej agentce, kręcąc powoli głową. Modlił się w duchu by zrozumiała ukryty przekaz, jaki chciał jej przesłać ale nie mógł powiedzieć nic wprost.

-Przykro mi, ale nie mogę. Posunąłem się już zbyt daleko.

Odpowiedział cicho z lekkim żalem i zaszedł od tyłu dziewczynę, którą sobie podporządkował, po czym przyłożył jej do gardła jeden ze swoich sztyletów. Nastolatka ani drgnęła nawet wtedy, gdy zdjął z niej już zaklęcie kontrolujące - stała nieruchomo i oprócz lekko przyspieszonego oddechu i silnego pulsu wydawała się w ogóle nie przejmować realną groźbą śmierci, co niestety potwierdzało czarne przypuszczenia czarnowłosego.

-Odsuń się od niej. Nikt więcej nie musi ginąć.

-Jeśli nie chcecie, żeby ktoś zginął, opuśćcie budynek.

Krótka wymiana zdań z zakutym w metalową zbroję mężczyzną szybko minęła i wtedy został uderzony jakimś pociskiem w ramię, przez co syknął i wypuścił brunetkę z uścisku, mimo to ta nawet nie drgnęła czym chyba zaskoczyła wszystkich znajdujących się w pomieszczeniu.

-Loki, czy mam ci jeszcze jakoś pomóc?

Zapytała spokojnie, poprawiając nóż w swojej dłoni, którym jeszcze chwilę temu groziła posłowi. Gdyby to była kreskówka to w tym momencie dosłownie wszystkim opadłyby szczęki aż do podłogi. Nawet czarodziej był tym do tego stopnia zaskoczony, że na moment zapomniał języka w gębie, mimo że potyczki słowne były jego mocną stroną.

-Nie, spełniłaś już swoje zadanie, dziękuję ci za to.

Odpowiedział w końcu, szybko wracając do siebie z chwilowego odrętwienia i uśmiechnął się lekko, kładąc dłoń tuż pomiędy jej łopatkami i starając się dać jej znak, że wszystko wykonała wyśmienicie.

-Więc możesz dokończyć to, co zacząłeś?

Teraz już prawie padł, słysząc jej pytanie. Pozostali nie byli pewni, czy dobrze je zrozumieli ale bóg psot doskonale wiedział, co dziewiętnastolatka ma na myśli i od jej słów przeszedł go zimny dreszcz wzdłuż kręgosłupa a w ustach mu zaschło.

-Nie chcę tego robić. Nie ma potrzeby cię zabijać.

Zapewnił ale jego towarzyszka nie wyglądała na najszczęśliwszą z tego powodu. W końcu westchnęła ciężko i usiadła pod ścianą na ziemi w siadzie skrzyżnym, machając niedbale ręką.

-Kontynuujcie, poczekam aż skończycie.

Mruknęła ale przez chwilę nikt nawet nie drgnął, wpatrując się w nią z niedowierzaniem. Dopiero po kilkunastu sekundach, które dłużyły im się niczym minuty, doszli do siebie i wszyscy spojrzeli po sobie po kolei. 

-Loki, pójdziesz ze mną. W Asgardzie ukarzemy cię stosownie do twoich przewinień.

Pierwszy odezwał się bóg piorunów, chcąc mieć to jak najszybciej za sobą. Czarodziej już chciał zaprzeczyć, gdy zauważył coś, co go przeraziło - siedząca pod ścianą dziewczyna podciągnęła rękaw swojej za dużej bluzy i oglądała swoje przedramię, trzymając w palcach drugiej ręki błyszczącą w promieniach Słońca żyletkę. Od razu dopadł do niej i odebrał jej niebezpieczne narzędzie.

-Co ty własnie chciałaś zrobić? Zwariowałaś?!

Wszyscy zamilkli z niedowierzaniem wpatrując się w malującą się przed ich oczami scenę. Niemka wydawała się z kolei kompletnie zaskoczona faktem, że młody bóg w ogóle zauważył, co robiła i zareagował. Nie spodziewała się tego i było to widać, szczególnie po jej błyszczących czystą stalą oczach. Przekrzywiła lekko głowę, jakby nie do końca rozumiała, co się tu właśnie dzieje.

-Co masz na myśli?

Ton jej głosu wyrażał autentyczne zdziwienie i zaciekawienie, co w cale niczego nie ułatwiało. Wszyscy zastanawiali się, jakim cudem poszukiwany przez nich książę tak bardzo troszczył się o kogoś, kogo sobie podporządkował a potem mu groził. Nie spodziewali się, że do tej pory z jego strony była to jedynie farsa.

-Miałaś się nie okaleczać, prosiłem cię!

-Mówiłeś serio? Myślałam, że sobie żartujesz.

-Byłem wtedy śmiertelnie poważnie, teraz też jestem.

-Loki, pomogłam ci zabić siedem osób. Myślisz, że mogę się za to nie ukarać?

-Byłaś pod moją kontrolą, to nie była twoja wina.

-Mogłeś sam mnie zabić ale nie zrobiłeś tego i karzesz mi żyć ze świadomością, że pomogłam ci zabić tych niewinnych ludzi. Daj mi się więc chociaż ukarać.

-Nie.

-Dlaczego?

-Bo nic nie jest warte tego, żebyś się samookaleczała!

-To nie jest twoja sprawa.

W tym momencie bóg kłamstw wyglądał, jakby ktoś wylał mu kubeł zimnej wody na głowę i po raz pierwszy od dawna nie wiedział, co ma odpowiedzieć. Miał świadomość, że nastolatka ma 100% racji ale z drugiej strony coś nie pozwalało mu na pozostawienie tej dziewczyny samej sobie i dać jej się okaleczyć po raz kolejny.

-Być może to nie moja sprawa ale nie chcę, żebyś to robiła. To nie jest tego warte.

Jego odpowiedź była tym razem o wiele cichsza i spokojniejsza niż jeszcze chwilę wcześniej. Nikt do końca nie wiedział, jak ma zareagować na to wszystko, więc po prostu obserwowali rozwijającą się przed nimi scenę, nie przerywając im ani nie ruszając się nawet ze swoich miejsc. Było to dla nich jednocześnie niespodziewane i fascynujące.

-Więc zmuś mnie, żebym tego nie robiła.

Te słowa brzmiały jak wyzwanie, które chłopak chętnie przyjął i już po chwili dziewczyna leżała przed nim nieprzytomna a ze szczupłych palców wypadło metalowe narzędzie niedoszłej zbrodni.

-Co jej zrobiłeś?!

Zdenerwował się Thor po czym uklęknął przy swoim bracie i bezwładnym ciele nastolatki, które było właśnie troskliwie układane na drewnianej podłodze.

-Uśpiłem ją. Obudzi się tylko, gdy przerwę zaklęcie lub zginę. 

Głos Loki'ego był cichy ale wyraźnie przepełniony troską i było to sporym zaskoczeniem dla blondyna.

-Dlaczego aż tak się o nią troszczysz?

Zapytał ale to pytanie pozostało bez odpowiedzi. Zamiast dalej kontynuować rozmowę, chłopak wstał z klęczek i na powrót chwycił swoje ostrza, kierując się w stronę najsłabszego (teoretycznie) spośród Avengers - Natashy.

-Poddaj się, póki jeszcze możesz.

Ostrzegła go kobieta, chociaż nie mówiła poważnie. Doskonale wiedziała, że młody mężczyzna po prostu nie mógł przestać, póki nie przegra - a przynajmniej miała taką nadzieję. Jednak czarnowłosy kompletnie jej nie słuchał i od razu przystąpił go walki, chociaż nie tak zaciekłej, jak można się było po nim spodziewać. Rosjanka od razu zauważyła, jak książę jej się podkłada i obrywa przy atakach, których z łatwością mógłby uniknąć - upewniało ją to w przekonaniu, że chłopak działał wbrew swojej woli a jego działania były rozpaczliwym krzykiem o pomoc.

W końcu po dość długiej walce i rozbiciu kolejnych dwóch okien, czarnowłosy wylądował pod jedną ze ścian w którą z impetem uderzył plecami i padł bez tchu na ziemię. Wydawało się, że to koniec walki i asgardczyk przegrał - jednak nagle jakby niewidzialna dłoń poderwała go do góry, trzymając go za gardło i dusząc. Bóg psot wyglądał, jakby kompletnie nie mógł złapać tchu i wpatrywał się w coś, czego oni nie byli w stanie dostrzec.

-Nie dam im rady...

Wychrypiał ze ściśniętego gardła, rozpaczliwie próbując złapać oddech a zaraz potem zaczął krzyczeć. Po jego skroniach spłynęło kilka kropelek potu a skóra momentalnie zrobiła się szara. Całość trwała zaledwie chwilę - zbyt krótko, by ktokolwiek mógł zareagować a jednocześnie zbyt długo, by nie wyryć cienia strachu w umyśle każdego, kto był świadkiem. Zaraz potem opadł na ziemię kompletnie wypruty z sił, nie mając nawet siły się podnieść a pozostali stali jak zaczarowani szczególnie, gdy zauważyli delikatny uśmiech malujący się na jego twarzy.

-Co tu się własnie stało?

Zapytał w końcu ich grupowy miliarder - Tony, zdejmując swój hełm i wychodząc przed całą drużynę, przyglądając się uważniej leżącemu pod ścianą asgardiańczykowi. Nie otrzymał jednak odpowiedzi, bo wykończony przeżyciami lodowy olbrzym zemdlał, odpływając od otaczającej go rzeczywistości.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Pamiętnik byłego Asgardczyka - Prolog

Pamiętnik wielkich zmian - Rozdział 19

Sługa - Rozdział 9