Sługa - Rozdział 5

 Loki odzyskał przytomność dopiero kilkanaście godzin później w nieznanym mu miejscu - domyślił się, że jest to lokum Avengers'ów, którzy pokonali go, w jego mniemaniu, zaledwie chwilę temu. Nie zdawał sobie sprawy, jak dużo czasu minęło, odkąd stracił przytomność. Uniósł się na łokciach i rozejrzał ciekawie dookoła, chcąc poznać pomieszczenie, w którym przebywał - wyglądało na coś pomiędzy szpitalną salą a laboratorium i w sumie niespecjalnie wiedział, co to miało być w finalnym zamierzeniu projektanta, ale chyba postanowił w to nie wnikać i nie próbować dowiedzieć się, do czego mają służyć te wszystkie otaczające go przedmioty. W końcu jednak zauważył stojące po drugiej stronie sali łóżko a na nim - ciemnowłosą postać, którą uśpił, by nie przelała ani kropli swojej własnej krwi. Westchnął ciężko i podniósł się do siadu, zastanawiając się, co powinien teraz zrobić. Co prawda mógł wyjść z tego pomieszczenia, ale co miał zrobić jako następne? Albo gdzie w ogóle miał pójść? Nie znał topografii tego miejsca, nie wiedział więc, gdzie się skierować by znaleźć pozostałych. Znał mniej-więcej wymiary posiadłości i domyślał się, że bardzo łatwo było się w niej zgubić - wiedział więc, że nie powinien ryzykować i postanowił poczekać, aż ktoś w końcu do nich przyjdzie. Bo to, że ktoś przyjdzie, było bardziej niż pewne. 

Nie musiał czekać długo, gdy do pokoju zawitał Iron-Man z paczką suszonej żurawini w ręce, podjadając co chwilę i wyciągając paczkę w stronę księcia. Chłopak zabrał kilka suszonych owoców i pojedynczo wrzucał je sobie do ust, rozkoszując się słodkim smakiem przekąski.

-Obudziłeś się. To miło. Możesz mi teraz wyjaśnić, co to miało być?

Zapytał midgardiańczyk, przysiadając na stołku naprzeciw łóżka swojego pacjenta i przyglądając mu się uważnie ale jednocześnie z nieukrywanym zaciekawieniem. Czarodziej miał dziwne przeczucie, że siedząca przed nim postać z lubością poddałaby go najróżniejszym testom, byle by dowiedzieć się jak najwięcej na jego temat i to przeczucie w cale mu się nie podobało.

-Pozostali nie chcą usłyszeć tej historii?

Zielone oczy omiotły wzrokiem całe pomieszczenie ale nigdzie nikogo więcej nie dostrzegł, co trochę go zaskoczyło. Był dość pewien, że przynajmniej jego brata będzie interesować, co się wydarzyło ale najwyraźniej się mylił. Ta myśl trochę go zabolała ale z zewnątrz nie było nic po nim widać. 

-Słyszą każde nasze słowo i widzą każdy nasz ruch, nie musisz się o to martwić.

Dopiero po chwili następca tronu Jotunheimu domyślił się, że naukowiec mówi o wszechobecnych w tym domu kamerach i mikrofonach, które działały non stop przez 24 godziny na dobę, nagrywając wszystko co dzieje się w monitorowanych pomieszczeniach.

-Prawdą jest iż nie wiem, kto mnie porwał. Wyglądu ani akcentu przywódcy tych istot, który ze mną rozmawiał i torturował mnie przez półtorej roku, nie jestem w stanie przypisać do żadnej ze znanych mi raz. Skłamałem jednak mówiąc, że nie znam ich powodu. 

-Jak cię torturowali?

-Przez zdecydowaną większość czasu przebywałem w niewielkiej celi, przykuty potężnymi, antymagicznymi kajdanami do kamiennej posadzki. Nie byłoby tak źle, gdyby nie fakt, że przez cały czas bardzo mocno ocieplali to niewielkie pomieszczenie i momentami czułem się, jakbym był podpłomykiem wiszącym tuż nad ogniskiem. Jak mogłeś się domyślić, tak wysokie temperatury dla lodowych olbrzymów są wręcz zabójcze, tak więc takie warunku były dla mnie stanowczo niekorzystne i wykańczały mnie. Przez większość czasu nie dostawałem również nic do jedzenia, wiedzieli, że głód nie może mnie zabić, jako że jestem bogiem. Raz dziennie pozwalano mi napić się odrobiny wody i oblewano mnie lodowatą wodą. Wszystko po to, aby ogrzewanie było coraz bardziej dokuczliwe a ja żebym powoli tracił zmysły. Całe szczęście miałem na tyle silnej woli, by nie oszaleć. Torturowali mnie również psychicznie, jednak nie chcę do tego wracać, jeśli pozwolisz.

Po minie i postawie Loki'ego doskonale było widać, że wracanie myślami do tych wspomnień było dla niego niezwykle bolesne i wydawało się jakby właśnie przeżywał to na nowo, mimo że znajdował się w przyjemnie chłodnej sali szpitalnej.

-Dlaczego cię porwali?

-Wiedzieli, kim jestem. W jakiś sposób dowiedzieli się również iż odkryłem prawdę o swoim pochodzeniu. Niestety nie jestem w stanie wyjaśnić, jakim cudem o tym wszystkim wiedzieli. Przez pierwszą część czasu sądzili, że Odyn rozpaczliwie będzie chciał mnie odzyskać i przez cztery miesiące wysyłali do niego rządania, jakie ma spełnić, jeśli mam wrócić do zamku w jednym kawałku. Za każdym razem spotykali się jednak z odmową. W końcu zapytano się mnie, czy chcę przeżyć. Oczywiście odpowiedziałem, że tak. Wtedy oznajmiono mi, że mam wybór - albo zginę od razu albo pomogę im zrealizować ich plan. Początkowo plan zakładał jedynie tyle, że przybywam do Asgardu, czekam na dogodny moment i zabijam Odyna, po czym przekazuję tron przywódcy tej tajemniczej rasy. Pomyślałem jednak, że można zrobić to wszystko lepiej i zmanipulowałem ich, byśmy zrealizowali mój plan. Przynajmniej ten, który podałem jako przykrywkę.

-Jak brzmiał ten plan?

-Miałem wrócić do Asgardu i po powrocie do pełni sił przenieść się na Ziemię, gdzie miałem znaleźć kogoś i zaczarować, by pomógł mi zasiać panikę wśród ludzi. Miałem pokonać was, jedynych obrońców Midgardu i dać tej rasie pole do popisu. Początkowo mieli przejąć władzę nad waszym domem, podczas gdy ja miałem wrócić do Asgardu i zrealizować drugą część planu, która zakładała zabicie nie tylko Odyna ale również Thor'a i naszej matki.

-Masz zamiar dokończyć ten plan?

-Nigdy nie miałem zamiaru realizacji tego planu w większym stopniu niż było to absolutnie konieczne. Wykonałem pierwszą część planu i przejąłem kontrolę nad Marie, tak jak umawiałem się z dziwnym przywódcą. Liczyłem jednak na to, że Thor zrozumie moje aluzję i przybędziecie mnie powstrzymać. Muszę przyznać, że wasza Czarna Wdowa jest niezwykle silna i zdolna, jednak gdybym chciał ją zabić nie miałbym z tym problemu. Chciałem jednak, byście mnie powstrzymali, ponieważ tylko przegrywając z wami mogłem przeżyć. Gdybym zbyt łatwo się wam podłożył bądź nagle zerwał umowę, momentalnie zostałbym zamordowany.

-To dlatego przed omdleniem wyglądałeś, jakbyś się dusił?

-Owszem, przywódca z którym zawarłem umowę od czasu do czasu nawiedzał mnie, kontrolując moje poczynania. Był wściekły, że przegrałem i początkowo chciał mnie zabić ale miał świadomość, że żadne z nich nie da rady powstrzymać mego brata, jeśli rozwścieczą go moją śmiercią, postanowił więc odpuścić i zerwać umowę. Wszystko poszło więc zgodnie z moim planem. Nareszcie jestem wolny i nie muszę spełniać niczyich rozkazów. 

Odetchnął chłopak uśmiechając się lekko na końcu. Ulżyło mu, że mógł to wszystko z siebie wyrzucić - szczególnie cieszyło go to, że mógł powiedzieć o wszystkim swojemu bratu, nawet jeśli nie była to rozmowa twarzą w twarz. 

-Dlaczego zachowywałeś się, jakbyś troszczył się o tę dziewczynę? To była gra?

Zapytał miliarder, wskazując na leżącą spokojnie za jego plecami postać.

-Mówisz o Marie? Och, to nie była gra, absolutnie. Na prawdę nie chcę aby się okaleczała. 

-Chcesz, żebym ci uwierzył, że ci na niej zależy?

-Owszem, poczułem subtelną więź łączącą tę nastolatkę i mnie i muszę przyznać, że nie chcę aby coś jej się stało. Jednak nie sądzę by to miało jakiekolwiek znaczenie, jako że ona niedługo wróci do swojej normalności i nie będę mógł już ingerować w to, czy się okalecza ani czy jest okaleczana przez kogoś, nawet gdybym chciał. Być może czas uwolnić ją spod mojego zaklęcia i pozwolić jej na powrót do jej rzeczywistości.

-Serio uważasz, że to dobry pomysł?

-Nie, aczkolwiek nie mogę zrobić nic więcej. Czy się mylę, Anthony?

-Nie Anthony, Tony. To tak po pierwsze. Po drugie, tak, myślę, że się mylisz.

Filantrop z zadowoleniem odnotował zagubienie i niezrozumienie malujące się na bladej twarzy asgardczyka, co wywołało uśmiech na jego twarzy i ledwo powstrzymywał wybuch śmiechu, który chciał go nawiedzić. Całe szczęście umiał się kontrolować i jedyne, co zrobił, to założył ręce na piersi.

-Widzę dwie możliwości. Albo zostaniesz w Midgardzie albo zabierzesz ją ze sobą do Asgardu.

Bóg psot prychnął, jakby usłyszał właśnie, że jego włosy są różowe. Chociaż gdyby ktoś faktycznie zafarbował mu włosy w czasie, gdy był nieprzytomny, zabiłby taką osobę z zimną krwią z przeciągu kilku sekund. Jego włosów się nie rusza, co to to nie.

-Nie zależy mi na niej aż tak bardzo, bez przesady.

Odpowiedział tonem wyrażającym zupełną obojętność. Przez chwilę obaj mierzyli się wzrokiem i żadne z nich nie chciało odpuścić. 

-Jarvis, odetnij proszę kamery. Nikt nie może widzieć ani słyszeć, co tu się teraz dzieje.

Zarządził i odczekał, aż otrzymał potwierdzenie, że jego  polecenie zostało wykonane. Loki był coraz bardziej ciekaw, dlaczego mężczyzna zdecydował się odciąć ich od świata na ten moment ale postanowił się o to nie pytać i poczekać, jak sytuacja się rozwinie. Tymczasem właściciel domu wstał i powolnym krokiem podszedł do łóżka wciąż nieprzytomnej  nastolatki, kompletnie ignoruąc śledzący go wzrok zielonych oczu.

-Co ty robisz?

Zapytał bóg kłamstw, gdy naukowiec przystanął nad nastolatką i wpatrywał się w jej twarz z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Atmosfera, jaka panowała w pomieszczeniu w cale mu się nie podobała i czuł wypełniający go powoli niepokój.

-Przecież i tak ci na niej nie zależy.

Iron-man wzruszył ramionami i chwycił w dłonie skalpel o ostrzu na tyle długim, by móc zabić człowieka i na tyle cienkim, by gładko wbić się w dowolnym miejscu na ciele. Z pewnością w szpitalach takich nie używano.

-Anthony?

Głos boga psot zachwiał się a bicie jego serca przyspieszyło. Z rosnącym przerażeniem i zdenerwowaniem obserwował, jak mężczyzna unosi powoli ostrze nad piersią nastolatki a jego ręka zawisa. Jeśli dobrze widział, gdy tylko miliarder opuści rękę, długie ostrze wbije się prosto w serce nieprzytomnej brunetki, momentalnie zakańczając jej żywot.

-Tony..?

Zapytał ponownie już w cale nie kryjąc swojego strachu szczególnie, że mężczyzna w ogóle nie reagował. Nagle opuścił rękę, celując prosto w pierś uśpionej zaklęciem dziewczyny.

-Nie!

Dłoń trzymająca ostrze zatrzymała się zaledwie milimetr przed tym, jak metal wszedł w białą skórę niczym w masło a skórę superbohatera otaczała zielonkawa powłoka, która nie pozwalała mu wykonać żadnego ruchu ręką. Zaskoczony obdarzył swojego niby-byłego-wroga zaskoczonym spojrzeniem brązowych oczu, uśmiechając się lekko pod nosem.

-Podobno ci na niej nie zależy.

-To nie znaczy, że chcę, abyś ją zabił.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Pamiętnik byłego Asgardczyka - Prolog

Pamiętnik wielkich zmian - Rozdział 19

Sługa - Rozdział 9