Sługa - Rozdział 13
Loki zastanawiał się, co ma zrobić z faktem dokonanym, który zastał przed sobą. Była to nadzwyczaj niespodziewana sytuacja w jego mniemaniu i nie do końca wiedział, jak miał zareagować na coś takiego. Wpatrywał się więc w sytuację przed nim jak w obrazek i kontemplował to, co widzi. Jeśli nie wie się, jak powinno się zareagować, to lepiej nie reagować w ogóle, prawda?
Marie stała u boku jego ojca z winnym wyrazem twarzy, zupełnie jakby coś przeskrobała i wpatrywała się w podłogę pod jej stopami. Odyn z kolei wydawał się nad wyraz zadowolony z zaistniałej sytuacji. To raczej nie oznaczało niczego dobrego.
-Ojcze, czy będziesz raczył wyjaśnić mi, dlaczego wezwałeś mnie i moją służkę do siebie? Byłbym wdzięczny.
Zaczął w końcu, przerywając panującą między nimi ciszę. Odyn jakby wyprostował się w fotelu i uśmiechnął szerzej, co raczej nie zwiastywało nic dobrego.
-Owszem, Loki. Dowiedziałem się, iż ta służka nie jest już niewiastą. Mało tego, posiadał ją więcej niż jeden mężczyzna, mimo jej młodego wieku. Jak wiesz, służba na zamku musi być przed inicjacją, gdy ich przyjmujemy. Nie sądzisz więc, że jest tu coś nie tak?
Bóg psot miał przez chwilę wrażenie, że jego serce zwolniło pracy i ciężko było mu złapać oddech. Oczywiście, że wiedział o tej regule, miał jednak nadzieję, że ten szczegół nie wyjdzie na jaw.
-W jaki sposób zdobyłeś te informacje, ojcze?
Postanowił grać na czas. Musiał coś wymyślić. Inaczej dziewczyna zostanie wysłana do miasta a sama nie da tam sobie rady.
-Wymusiłem na nią przyznanie się do winy. Marie, pokaż mu.
Nawet nie obejrzał się, gdy nastolatka podciągnęła powoli rękawy i pokazała krwawe ślady po kajdankach na skórze. Musiała się bardzo wyrywać, bo skóra była wręcz pozdzierana w kilku miejscach. Następnie odwróciła się tyłem i pokazała swoje zasinione już plecy. Loki myślał, że zaraz wyjdzie z siebie.
-Jak więc widzisz, musiała mi się przyznać. Nie sądzisz, że nierozsądnym jest trzymanie tak... lubieżnej kobiety jako służki na dworze? Chcę ją więc wydalić z zamku i skazać na życie na obrzeżach miasta.
Reguły gry były jasne i Loki czuł, że przegrywa. Wiedział, że musi coś wymyślić, teraz, natychmiast. Inaczej nigdy sobie tego nie wybaczy. Gorączkowo myślał, co mógłby zrobić aż w końcu go olśniło. Wiedział, że nastolatka z Midgardu będzie na niego zła za ten pomysł ale nic innego nie mógł teraz zrobić.
-Nie, ojcze. Nie uważam tak. W swoim prawie ustanowiłeś, że żadna dziewka nie będąca dziewicą nie może służyć na dworze królewskim. Masz rację. Marie nie jest tutaj jako moja służba. Przywiozłem ją tu z Midgardu ponieważ mam zamiar ją poślubić.
Kłamał. Kłamał ale nikt o tym nie wiedział. Był świadom, że to jedyna możliwość, by nastolatka pozostała na zamku pod jego opieką. Nigdy nie zastanawiał się nad ożenkiem a już zdecydowanie nigdy nie myślał o poślubieniu swojej służącej. Jednak jako że był bogiem kłamstw, nikt nie mógł mu udowodnić, że było inaczej. Widział, jak Odyn poczerwieniał ze złości i czuł swego rodzaju satysfakcję z tego powodu, chociaż wiedział, że sama zainteresowana nie jest taka skora do okazywania emocji.
-W porządku. Skoro tak, wyprawimy wam przyjęcie zaręczynowe za pięć dni. Przygotujcie się. Loki, myślę że poradzisz sobie z uleczeniem obrażeń swojej narzeczonej?
Król Asgardu miał nadzieję zagiąć swojego syna, jednak nie spodziewał się tak perfekcyjnej gry z jego strony. Chłopak podszedł do służącej i ujął ją pod rękę, drugim ramieniem obejmując ją w pasie.
-Chodź, wrócimy do moich komnat.
Powiedział nad wyraz troskliwie i wyprowadził swoją "ukochaną" z sali tronowej, nie oglądając się za siebie ale doskonale czuł spojrzenie ojca na swoich plecach. Nie odezwali się do siebie jednak przez całą drogę do jego komnat.
-Usiądź na fotelu, wyleczę cię.
Zarządził w końcu książę, jednak nastolatka ani drgnęła. Czarnowłosy westchnął cicho i stanął naprzeciw niej, jednak ta wciąż nie uniosła na niego wzroku.
-Marie, nie miałem wyboru. Jeśli bym tego nie zrobił, zostałabyś wydalona z zamku. To była jedyna opcja. Przepraszam, jeśli cię tym zdenerwowałem.
Dopiero chwilę później Loki zorientował się, że nastolatka delikatnie drży. Z zaskoczeniem odgarnął jej długie włosy i zauważył spływające po jej policzkach kryształowe łzy. Delikatnie, uważając na jej rany, przytulił ją do siebie i starał się jakoś uspokoić.
-Hej... dlaczego płaczesz?
Zapytał w końcu, gdy blondynka odrobinę się uspokoiła, wciąż jednak kurczowo wczepiała się w jego pierś, nie pozwalając mu się odsunąć.
-Twój ojciec... on był straszny... Powiedział, że jestem nic nie wartą dziwką i powinnam się wstydzić, potem przykuł mnie do tego krzesła... Zabronił mi wydać jakikolwiek dźwięk, gdy mnie bił...
Loki drgnął. Coś mu tu nie pasowało. Coś było nie tak. Nie wiedział jeszcze tylko, na ile.
-Masz na myśli, kiedy siedział na wprost ciebie, podczas gdy kat cię bił?
-Nie. Odyn sam sięgnął po pas i mnie nim okładał.
Bóg kłamstw czuł, jak się w nim zagotowało. To jawnie oznaczało wojnę. Wiedział, że nie są tu bezpieczni. Cała ta sytuacja zaszła zdecydowanie za daleko. Musiał szybko coś wymyślić. Otarł dziewczynie łzy z twarzy i uśmiechnął się delikatnie.
-Usiądź, uleczę cię. Już wszystko dobrze. Więcej cię nie skrzywdzi.
Chociaż brzmiał i zachowywał się spokojnie, gorączkowo myślał o tym, co powinien zrobić. W końcu jednak zdecydował, że musi najpierw zadbać o bezpieczeństwo midgardianki, której nie da rady obronić przed ojcem w obecnym stanie. Dlatego w środku nocy wszedł do jej komnat i obudził nastolatkę.
-Loki? Coś się stało?
Zapytała nieprzytomnie, przecierając zmęczone oczy. Loki pokręcił głową i podał jej niewielkie zawiniątko.
-Przebierz się. Uciekamy stąd.
Zaskoczenie na twarzy nastolatki było aż nadto widoczne. Prawdopodobnie były tego dwa powody. Po pierwsze, dziewczyna została dopiero co wyrwana ze snu. Po drugie, byli sami, więc nie musiała się kryć. Posłusznie i szybko jednak przebrała się w przyniesione ubrania i po chwili stała przed księciem Asgardu w czarnym T-shirt'cie i jeansach a na ramionach zaminała długi płaszcz z kapturem. Prawodpodobnie pozostało im to po jednej z wizyt w Midgardzie.
-Co masz na myśli mówiąc, że uciekamy?
Zapytała, jednak chłopak pokręcił głową i wstał, wyciągając do niej rękę.
-Najpierw się stąd wydostaniemy a później ci wszystko wyjaśnię.
Dziewczyna nie zadała już więcej żadnego pytania. Pozwoliła wyprowadzić się z zamku i po kilkunastu minutach kroczyli przez tęczowy most, wprost do Heimdalla. Strażnik oczywiście, jak zawsze, był na swoim miejscu.
-Podjąłeś dobrą decyzję, książę.
Przywitał ich strażnik, skłaniając się delikatnie przed nimi. Nie wymieniając już więcej uprzejmości otworzył im most i wysłał do Midgardu. Niestety, z jakiegoś powodu znaleźli się nie przy wieży Avengers a w jednym z zaułków przy ruchliwej ulicy. Wyszli na rozświetloną neonami ulicę i rozejrzeli się, jednak nie wiedzieli w którą stronę mają iść.
-Musimy dostać się do Starka...
Mruknął Loki pod nosem, rozglądając się. Westchnął cicho i spojrzał na zdezorientowaną lekko nastolatkę. Najwyraźniej zdążyła się już odzwyczaić od życia w Midgardzie i tak nagła różnica była dla niej lekkim szokiem.
-Może... weźmiemy taksówkę?
-Co to jest taksówka?
-Wynajmujesz samochód, który za pieniądze zawiezie cię w każde miejsce, które sobie zażyczysz.
-I dokąd miałby nas zawieźć?
-Może do firmy Tony'ego? Jeśli uda nam się wejść do środka, będziemy mogli skontaktować się z Pepper lub z Tonym. Wydaje mi się, że oboje tam pracowali.
-Jest środek nocy, myślisz, że będą w firmie?
-Hmm... raczej nie ale ochroniarz powinien być, prawda?
-Spróbować nie zaszkodzi...
Skwitował czarodziej i podążył za dziewczyną, zaraz po niej wsiadając do jednego z żółtych samochodów. Droga dłużyła im się, głównie przez korki. Mimo, że był środek nocy, miasto nigdy nie spało. Gdy w końcu tam dotarli, kierowca zapytał o zapłatę i wtedy poczuli, że pominęli jeden drobny acz istotny szczegół.
-Wejdę tam tylko na chwilę i skontaktuję się ze znajomym. Jeśli pan poczeka, to on niedługo przyjdzie i zapłaci panu za usługę, dobrze?
Poprosiła nastolatka niepewnie i widząc, jak mężczyzna kiwa z niezadowoleniem głową podbiegła do głównego wejścia od biura. Westchnęła ciężko i zaczęła dobijać się do drzwi. Dopiero po kilku dłużących się jak godziny minutach ochroniarz podszedł i otworzył jej drzwi.
-Firma otwiera się dopiero o 6. Czego tu szukasz?
-Muszę skontaktować się z panem Starkiem. Proszę.
-Pan Stark nie jest teraz w pracy.
-To sprawa życia i śmierci.
-Słuchaj, dzieciaku, nie mam nawet jego numeru. Mogę co najwyżej powiadomić jego prywatnego ochroniarza, że tu jesteś.
-Mogę sama z nim porozmawiać?
Ochroniarz przez chwilę mierzył nastolatkę w długim płasczu podejrzanym spojrzeniem ale w końcu chyba stwierdził, że nie jest zbyt wielkim zagrożeniem, bo skinął głową i wyciągnął komórkę, wybierając numer.
-Happy? Słuchaj, jest tu jakaś dziewczynka i twierdzi, że musi skontaktować się z szefem. Nie wiem, co to za jedna, pierwszy raz ją widzę. Coś mówiła, że to sprawa życia i śmierci. Dobra, dam ci ją.
Po krótkiej wymianie zdań nastolatka w końcu trzymała w rękach komórkę i odeszła kawałek na bok.
-Happy?
-Kto mówi?
-Marie. Poznaliśmy się po powrocie Avengers z Niemiec.
-Marie? Ty nie jesteś w Asgardzie?
-Uciekliśmy razem z Lokim. Mieliśmy wylądować pod wieżą ale coś się popsuło i w sumie sama nie wiem, gdzie byliśmy. Przyjechaliśmy do firmy Tony'ego taksówką ale nie mamy jak zapłacić ani nie wiemy, jak dostać się do wieży. Możesz nam pomóc, proszę?
-Mała, co wy robicie w Nowym Jorku? Będę za kwadrans, obudzę szefa.
-Dzięki, Happy. Ratujesz nam życie.
-A tak w sumie kto to "wy"?
-Loki i ja.
-Loki tu jest?!
-Happy, błagam... proszę, Odyn, on...
-Spokojnie, opowiesz mi w aucie. Od Stark Tower do siedziby Avengers jest kawałek. Zaraz będę.
-Dzięki.
Dziewczyna oddała telefon ochroniarzowi i podziękowała, po czym wróciła do taksówkarza i księcia.
-Znajomy będzie za kwadrans. Zapłaci panu za usługę. Dziękuję, że pan poczeka.
Wyjaśniła w skrócie i roztarła ramiona. Mimo wszystko noc była dość zimna a ona była zdecydowanie zbyt lekko ubrana. Czarodziej sam nie czuł zimna, przez swoje pochodzenie z Jotunheimu, ale zauważając jej reakcję od razu oddał jej swój płaszcz i przytulił ją do siebie. Wykończona zimnem nastolatka niemal zasnęła w oczekiwaniu na znajomego ale w końcu tuż za nimi zatrzymało się czarne auto z którego wysiadł znajomy, lekko przysadzisty mężczyzna a także... sam właściciel firmy pod którą stali. Ten drugi od razu dopadł parę nastolatków.
-Co wy tutaj robicie?
Loki kątem oka zauważył, jak Happy podchodzi do taksówkarza i się z nim rozlicza, jednak nie reagował. Mimo wszystko jego relacje z Avengers wciąż były dość niepewne.
-Ciebie też miło widzieć, Tony.
Głos Marie delikatnie drżał i widać było, że jest przemarźnięta. Iron-man jakby w tym momencie się o tym zorientował i mrucząc coś o tym, że pogadają w domu zaprowadził ich do auta. W drodze powrotnej wymieniał różne uwagi z księciem Asgardu, jednak dziewczyna ukojona mruczeniem silnika i ciepłem we wnętrzu pojazdu usnęła z głową na ramieniu czarodzieja.
-Loki, skoro Marie śpi, powiesz mi, co tu tak naprawdę robicie?
Tony patrzył w lusterku na siedzącą na tylnim siedzeniu parę i zastanawiał się, dlaczego tak niespodziewanie wylądowali w Midgardzie i szukali ich pomocy. Oczywiście wiedział o wizycie Loki'ego kilka miesięcy temu, jednak nie wiedział czego ma oczekiwać teraz.
-Myślę, że przy tej rozmowie będziesz wolał napić się drinka na własnej kanapie.
Komentarze
Prześlij komentarz