Sługa - Rozdział 6

 Loki stał nieruchomo, przyglądając się leżącą na łóżku nieprzytomnej postaci z uwagą. Pan domu już odpuścił i odłożył niebezpieczne narzędzie, nie grożąc więcej niewinnej dziewczynie, jednak on i tak wahał się przed obudzeniem jej. Bał się tego i gdy tylko o tym myślał miał przerażające przeczucie, że zdarzy się coś złego ale nie potrafił powiedzieć, co konkretnie. Westchnął cicho zrezygnowany. Wiedział, że nie będzie miał wtedy już nad nią kontroli i w jakiś sposób to pozostawienie jej samej sobie było najbardziej paraliżującym go punktem.
-Na co czekasz?
Z zamyślenia wyrwało go pytanie zadane przez osobę za jego plecami. Spojrzał przez ramię na mężczyznę za nim i pokręcił lekko głową.
-Nie chcę jej budzić. 
Wyznał w końcu, decydując, że być może rozmowa z elokwentną osobą podsunie mu na myśl jakieś dobre rozwiązanie zaistniałej sytuacji. Czuł na swoich barkach ciężar decyzji, jaką musi podjąć, chociaż w cale nie chciał tego robić.
-Zależy ci na niej.

-Nie prosiłem o analizę moich uczuć.

-Czego więc oczekujesz?

Nie mógł odpowiedzieć wprost na to pytanie, postanowił więc w ogóle na to nie odpowiadać. Nie wiedział, jak mółby sformułować swoje myśli. Że boi się, iż midgardianka, którą zna zaledwie kilka dni zrobi sobie coś złego po tym, jak ją obudzi?

-Wiem, co ona czuje. Wiem, dlaczego się samookalecza. Sam to robiłem przez bardzo długi czas. 

Przyznał się, przejeżdżając palcami po zakrytym ubraniem lewym przedramieniu, na którym malowały się liczne blizny, błyszczące na bladej skórze. Nie miał pojęcia, że Tony zdąrzył już z powrotem przywrócić obraz w salonie i wszyscy, w tym jego własny brat, wsłuchiwali się właśnie zszokowani w jego nieoczekiwane wyznanie.

-Dlaczego?

-Ponieważ czuje się nieakceptowana. Czuje, że nikt jej nie rozumie i nie ma swojego miejsca na ziemi. Sądząc po jej ranach jest ona również torturowana. Albo regularnie bita, chociaż w moich oczach nie ma między tymi dwoma rzeczami zbyt dużej różnicy. Czuje się niewystarczająca i próbuje stać się swoim własnym ideałem ale jest on na tyle nierzeczywisty, że nie da rady nigdy go osiągnąć. To błędne koło się zamyka i zakleszcza ją w swoich wyniszczających, powoli zabijających ją ramionach.

-Skąd to wiesz?

-Ponieważ sam mam taki obraz siebie, jakim chciałbym być. Niestety nigdy nie będzie dane mi go osiągnąć, więc odpuściłem. Ona wciąż próbuje chociaż zdaje sobie sprawę, że nigdy nie zdoła osiągnąć wyznaczonych sobie celów, gdyż są one zbyt odległe i nierealne. 

-Wiesz jak jej pomóc?

-Owszem, jednak ona nie chce tej pomocy przyjąć. Przez te trzy dni, podczas których przebywałem z nią przez cały czas, starałem się dotrzeć do głębi jej traum i jakoś jej pomóc. Jednak mimo mojego zaklęcia nie byłem w stanie zmusić jej do opowiedzenia mi o tym, co siedzi jej w sercu i dlaczego jest autodestrukcyjna.

Na moment między mężczyznami zapadła cisza. Obaj w tym momencie przyglądali się spokojnej, śpiącej twarzy o niezwykle bladej cerze.

-Czujesz względem niej ojcowski instynkt?

Zapytał w końcu Tony, przysuwając sobie krzesło i z autentycznym zaciekawieniem wpatrując się w swojego rozmócę, który kręcił głową.

-Nie, w waszych latach jestem do niej jedynie dwa lata starszy, nie pasuję na jej ojca. Ale chciałbym móc jej jakoś pomóc. Czuję potrzebę zaopiekowania się nią.

-Może się w niej zakochałeś?

Po tym pytaniu zakutego w blachę superbohatera po pomieszczeniu rozniósł się smutny śmiech.

-To niemożliwe. Jestem potworem bez uczuć, który nie potrafi kochać.

-Dlaczego tak twierdzisz?

-Ponieważ tak powtarzał mi mój ojciec. Tak powtarzano mi również w miejscu w którym przetrzymywano mnie wbrew mojej woli. Może faktycznie coś w tym jest.

-Sam kreujesz swoje życie i swoją rzeczywistość. Jak dla mnie zakochałeś się w niej i stąd twoje wahanie. Każdy może się zakochać i każdy może kochać.

Naukowiec wzruszył ramionami i wstał ze swojego miesjca, podchodząc do czarnowłosego i kładąc mu dłoń na ramieniu.

-Obudź ją i spróbuj jej pomóc. Nie możesz pozostawić jej w tej śpiączce na zawsze.

Dodał po czym wyszedł, zostawiając czarodzieja sam na sam z jego myślami i pogrążoną w wywołaną przez jego zaklęcie sztucznej śpiączce dziewczyną. Dokładnie analizował słowa, które właśnie usłyszał od superbohatera i zastanawiał się, co ma zrobić z tym faktem. Nawet jeśli mężczyzna miał rację, nie da się nikogo zmusić do miłości, nie pomożesz również nikomu na siłę. Co ma więc zrobić, gdy dziewczyna już odzyska przytomność? Jak powstrzymać ją przed wyniszczeniem samej siebie? Jednak w końcu uniósł dłoń i dotknął długimi palcami jej czoła a pomiędzy nimi pojawiły się zielone iskierki i po chwili ciężkie powieki uniosły się, ukazując światu stalowoszare tęczówki, rozglądające się ciekawie.

-Gdzie jestem?

Takiego pytania oczekiwał od osoby, która obudziła się w nieznanym miejscu ale nie usłyszał go z ust dziewczyny. Nie zapytała go o nic, po prostu rozejrzała się po laboratorium i wbiła wzrok w sufit, najzwyczajniej w świecie akceptując otaczającą ją rzeczywistość, zupełnie jakby takie sytuacje zdarzały jej się codziennie. To chyba właśnie ta myśl, że mogła być do tego przyzwyczajona, wywołała zimny dreszcz wzdłuż kręgosłupa asgardczyka. 

-Jak się czujesz?

Zapytał w końcu, chcąc przerwać panującą między nimi ciszę i chociaż bardzo starał się zabrzmieć jak najbardziej beznamiętnie w jego głosie dało się wyczuć nutkę niepokoju i troski, za co przeklinał się w duchu.

-W porządku.

Kłamała i mógł to stwierdzić bez głębszej analizy. Nie czuła się dobrze i było to po niej widać - w sumie mół z niej czytać niczym z otwartej księgi. Mimo to doceniał fakt, że starała się oszukać samego boga kłamstw.

-Pojedziesz ze mną do pałacu. Zostaniesz tam moją prywatną służącą. Jeśli masz jakiś bliskich lub zobowiązania, powiadom ich o tym jak najszybciej.

Dodał beznamiętnym tonem i pomógł dziewczynie wstać ze szpitalnego łóżka. Nastolatka przeciągnęła się, jakby wybudziła się właśnie z niezwykle przyjemnego, długiego snu i pokiwała głową, dając znać, że przyjęła te informację do wiadomości.

-Poproszę, by ktoś przyniósł ci telefon.

-Nie trzeba. 

-Nie chcesz nikogo powiadomić o swoim wyjeździe?

-I tak nie mam kogo. 

Te słowa zabolały go o wiele bardziej, niż były skłonny to przyznać. Z bólem serca zauważył, że doskonale zdawał sobie sprawę jak to jest nie mieć nikogo i być pozostawionym samemu sobie. Zbyt wiele razy w życiu tego doświadczył, mimo że miał świadomość miłości swej matki i brata. 

-W porządku. Chodź więc za mną, powinnaś poznać pozostałych i zjeść ciepły posiłek.

Zarządził i wyszedł z pomieszczenia, kierując się w stronę, w którą chwilę temu poszedł właściciel domu, nie ogladając sie za siebie. Doskonale słyszał ciche, wyważone kroki  za swoimi plecami ale nawet, gdyby ich nie słyszał, był pewien, że dziewczyna podążyłaby za nim. Po chwili dotarli do salonu w którym siedzieli pozostali Avengersi, którzy od razu zwrócili na nich swoje spojrzenia.

-Witaj, Marie, prawda? Jestem Wanda.

Pierwsza dopadła do nich czarownica, witając się z powalającym uśmiechem wymalowanym na wiśniowych ustach.

-Dobry wieczór.

Przywitała się nastolatka i skinęła pozostałym, również ich pozdrawiając. Jednak nim ktokolwiek zdołał coś jeszcze powiedzieć, Thor dopadł swojego brata, potrząsając nim lekko.

-Bracie, czyżbyś postratał zmysły? Dlaczego uczyniłeś z tej dziewki swoją służkę?

Niemal krzyczał, przyglądając się uważnie twarzy okalanej czarnymi włosami. Na bladym licu malował się uśmiech, który niemo prosił błękitnookiego o wyjaśnienie tego później. 

-Ponieważ dobrze mi służyła i chciałbym ją zatrzymać.

Odpowiedział zimno i strącił dłonie brata ze swoich barków, odwracając się i podchodząc do stojącego niedaleko barku z zamiarem przygotowania sobie drinka.

-Marie, chodź usiąść, przyniosę ci coś do jedzenia. 

-Nie trzbea...

-Trzeba i bez dyskusji.

Uśmiechnął się pod nosem, słysząc za plecami tę krótką wymianę zdań jego nowej służącej z Czarną Wdową. Doskonale zdawał sobie sprawę, że dziewiętnastolatka będzie starała się unikać jedzenia jakichkolwiek posiłków ale miał nadzieję, że jedno z Avengers'ów właśnie tak zareaguje i całe szczęście miał rację - sam miał problemy przez ostatnie kilka dni, by namówić dziewczynę do jedzenia, mimo że w teorii ją kontrolował. Gdy o tym pomyślał, szklanka wypadła mu z dłoni i roztrzaskała się o podłogę, ozdabiając ją czerwoną cieczą, gdy uświadomił sobie coś, co w teorii było niemożliwe, zwracając tym na siebie uwagę wszystkich. Niemal od razu odwrócił się na pięcie i szybkim krokiem podszedł do nastolatki, przyklękając naprzeciw niej i wpatrując się w jej twarz.

-Nigdy nie byłaś pod kontrolą, prawda? Moje zaklęcie zawiodło i nigdy nie kontrolowałem twojego umysłu ani twoich czynów. Mylę się?

Słyszał, jak wszyscy w pomieszczeniu wstrzymali oddech a cisza była tak głucha, że można było słyszeć, jak strużki cieczy z rozbitej szklanki przepływają po fugach między kafelkami. Tylko kąciki bladych ust nastolatki uniosły się delikatnie do góry.

-Przykro mi, Loki.

Słyszał, jak za jego plecami ktoś ciężko upadł na kanapę a atmosfera zrobiła się na prawdę gęsta, ale w tym momencie kompletnie go to nie obchodziło i nie zwracał na to uwagi. Bardziej interesowało go to, dlaczego działała zgodnie z jego wolą, mimo że nie była pod jego kontrolą.

-Więc dlaczego zrobiłaś to wszystko o co cię prosiłem?

Zadał kolejne pytanie, nie mogąc znaleźć żadnego logicznego wyjaśnienia, mimo że gorączkowo nad tym myślał, próbując zrozumieć postępowanie młodej kobiety, ale wszelkie możliwości wydawały mu się niewłaściwe.

-Co niby miałam do stracenia? Poza tym istniała szansa, że zginę w trakcie całej akcji. Czemu miałam z niej nie skorzystać?

Nigdy nie wpadłby na taką odpowiedź ale musiał przyznać, że mimo iż było to coraz bardziej mroczne i przerażające, cała ta sytuacja i osoba powodująca ją zaczynały być dla niego coraz bardziej interesujące i coraz bardziej pociągające.

-W laboratorium byłaś cały czas przytomna, prawda?

-Na kilka minut straciłam przytomność, gdy zastosowałeś na mnie zaklęcie. Potem w samolocie po prostu się zdrzemnęłam ale tak, byłam przytomna i słyszałam każde słowo z twojej rozmowy z Iron-Man'em. 

Wszyscy byli w szoku ale nic nie widział tego, co chyba najbardziej by ich zszokowało, gdyby tylko mieli tego świadomość. Nie mogli dostrzec uśmiechu fascynacji malującego się na twarzy odwróconego do nich plecami mężczyzny. To miał być tylko początek ich kłopotów, chociaż jeszcze nie zdawali sobie z tego sprawy.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Pamiętnik byłego Asgardczyka - Prolog

Pamiętnik wielkich zmian - Rozdział 19

Sługa - Rozdział 9