Sługa - Rozdział 9
Loki jednak nie dotknął ponownie swojej służącej przez kolejne tygodnie. Przynajmniej nie w ten sposób, który wyrażałby jakikolwiek podtekst. Wciąż jednak codziennie udzielał jej lekcji asgardzkiego i musiał z zadowoleniem przyznać, że dziewczyna szybko robiła postępy. Właśnie skończyli kolejną lekcję i młoda służąca zaczęła sprzątać w bibliotece, gdy coś przyszło bogu kłamstw do głowy.
-Marie? Powiedz, co robiłaś na Ziemii do tej pory?
Zapytał orientując się, że w ogóle nie ma pojęcia, jakie życie prowadziła jeszcze parę miesięcy temu jego służąca. Ta spojrzała na niego z zaskoczeniem w szarych oczach, jednak zaraz potem znów powróciła do nich obojętność.
-Chodziłam do szkoły. W tym roku miałam pisać maturę i rozpocząć studia.
Odpowiedziała, nawet na moment nie przerywając sprzątania i nie spoglądając więcej na swojego rozmówcę, nie przejmując się etykietą. Była bardzo usłużna i uległa ale jednocześnie ignorowała zasady dobrego wychowania tak długo, jak to było możliwe.
-Skądś jednak wzięły ci się blizny, które nasi medycy już zaleczyli.
Loki nie zamierzał odpuścić i miał w planach ciągnąć temat, aż w końcu dowie się wszystkiego, czego chce. Odrobinę wyrzucał sobie fakt, że do tej pory się tym nie zainteresował, jednak czasu nie cofnie.
-Owszem, nie wzięły się znikąd.
-Skąd więc je masz?
Na moment pomiędzy dwójką wchodzących w życie nastolatków zapadła cisza. Kiedy czarnowłosy zaczął powoli tracić nadzieję, że w ogóle uzyska odpowiedź po dobroci, dziewczyna westchnęła ciężko.
-Część zrobiłam sobie sama i chyba doskonale zdajesz sobie z tego sprawę, panie. Pozostałe dzielą się na dwie kategorie i mam je z dwóch różnych źródeł od wielu różnych ludzi.
-Z jakiś źródeł?
-Na prawdę chcesz wiedzieć, panie?
Szare oczy z niezwykłą powagą spojrzały prosto w lśniące zaskoczeniem, zielone oczy boga psot, który jednak chwilę później faktycznie pokiwał głową.
-Część z większych ran sprawili mi moi prześladowcy, którzy uwielbiali się nade mną znęcać oraz moi rodzice, przez co mnie im odebrano. Druga część jednak pochodzi z licznych, bardzo brutalnych stosunków seksualnych z wieloma partnerami.
Loki musiał przyznać, że szczególnie druga część wypowiedzi nie była czymś, czego się spodziewał. Jednak zabrnął już za daleko i nie zamierzał odpuszczać.
-Dlaczego im na to pozwalałaś?
Nie musiał precyzować, doskonale oboje wiedzieli, o którą część wypowiedzi mu chodzi.
-Odebrano mnie rodzicom, gdy miałam czternaście lat. Musiałam jakoś zarobić na siebie i na swoje życie. Seks jest dobrze płatny, jednak niestety wiele ludzi to wykorzystywało. Na porządku dziennym jest u mnie niezwykle brutalny seks, po którym jestem poraniona niczym po jakimś wypadku. Z resztą gwałty też w cale nie były rzadkością.
To nie było coś, czego młody książę chciał słuchać. Jednak wiedział, że dziewczyna go nie okłamuje i właśnie tak wyglądała prawda. Miał nadzieję, że się przesłyszał, jednak w cale tak nie było. Nie mógł wybaczyć sobie tego, jak się w stosunku do niej zachował.
-Dlatego nie miałaś nic przeciwko, żebym cię rozbierał i dotykał. Jesteś do tego przyzwyczajona.
Gdy dotarła do niego ta okrutna prawda, na bladych ustach nastolatki wykwiłt delikatny, smutny uśmiech.
-Jak zwykle błyskotliwe wnioski, panie. Nie przejmuj się jednak, nie krzywdzisz mnie tym. Już dawno przestały mnie ranić takie rzeczy. Jeśli chcesz mnie posiąść, zrób to. Jeśli chcesz mnie pobić, nic ci nie stoi na przeszkodzie. Jeśli chcesz mnie zabić, z chęcią ci w tym pomogę.
Odpowiedziała młoda służaca, podchodząc powolnym krokiem do swojego pana, nie odrywając wzroku od jego twarzy. Chyba po raz pierwszy odkąd się poznali czuła, że to ona panuje nad sytuacją. Sięgnęła dłonią do wiązania nad swoim brzuchem i pozwoliła materiałowi opaść, odsłaniając jej nagie ciało.
-Jestem twoją własnością, panie. Zrób wszystko, na co masz ochotę i kiedy tylko masz na to ochotę.
Prowokowała go ale właśnie tego chciała. Nie chciała tej nici porozumienia i kruchej wciąż więzi, która przez te ostatnie tygodnie zaczęła się między nimi tworzyć. Miała nadzieję, że swoim zachowaniem osiągnie swój cel i zniszczy wszystko, cokolwiek się między nimi zrodziło od czasu ich poznania. Zachowanie boga kłamstw jednak bardzo ją zaskoczyło, albowiem splótł on palce ich dłoni, przyciągając brunetkę do siebie po czym bardzo delikatnie pocałował ją w brzuch, po chwili kładąc wolną dłoń na jej talii.
-Nie będę cię krzywdzić. Nie zasłużyłaś na to.
Gdyby nie wyuczona przez lata maska obojętności, Loki mógłby właśnie obserwować na twarzy służącej największe zaskoczenie, jakie kiedykolwiek miałby okazję zobaczyć. Wstał ze swojego miejsca i sięgnął po leżący na ziemi materiał, zaczynając z powrotem ubierać nastolatkę, gdy coś dziwnego mignęło mu przed oczami, gdy zawiązywał materiał na jej biodrach. Delikatnie rozsunął dłonią jej uda i zauważył na nich świeże blizny i rany. Przez chwilę zamarł, myśląc, że się przewidział. Definitywnie zabronił nastolatce się okaleczać. Szybko dokończył ją ubierać i nie znalazł nic więcej, więc chociaż w jakimś stopniu mógł odetchnąć z ulgą. Dopiero, gdy z powrotem zajął swoje miejsce na fotelu, zmierzył ją uważnym spojrzeniem zielonych oczu i zastanawiał się, jak ma przeprowadzić tę rozmowę.
-Myślałem, że już się nie okaleczasz.
Zaczął temat, jednak twarz brunetki ani drgnęła.
-To nie jest twoja sprawa.
Dziewczyna wycedziła cicho przez zęby, starając się zapanować nad ogarniającą ją wściekłością. Nie sądziła, by kogokolwiek powinno obchodzić to, co robi ze swoim ciałem.
-A jednak jest to moja sprawa. Należysz do mnie i kategorycznie zakazałem ci się okaleczać.
-Nie przestanę tego robić tylko dlatego, że mnie o to poprosisz.
-Nie prosiłem cię, rozkazałem ci tego nie robić.
-Dla mnie nie ma różnicy.
-Dla mnie jest ona ogromna. Nie możesz się ciąć. Okaleczać. W ogóle.
-Nie powstrzymasz mnie.
-Nic nie mogę zrobić?
-Zacznij sam mnie ranić, to może przestanę.
-Nie mam zamiaru cię skrzywdzić.
-Więc nie masz władzy nad tym, co robię z moim ciałem.
Przez chwilę mierzyli się spojrzeniem, jednak żadne z nich nie zamierzało odpuścić w tym temacie.
-Ilu sługom i żołnierzom w zamku już się oddałaś w zamian za ból?
Gdy Loki zadał to pytanie, na twarzy dziewczyny wykwitł delikatny uśmiech, którego pozazdrościć mógłby jej sam Diabeł.
-Wystarczająco, by zawsze któryś był chętny znów mnie zranić.
-Masz odpowiedzieć. Ilu?
-18, panie.
-Nie masz jeszcze nawet 18 lat!
-Nie sądzę, by dla kogokolwiek był to problem. Dlaczego więc dla ciebie jest to takie ważne?
-Bo troszczę się o ciebie, Marie!
Jeśli Loki chciał wywołaś jakiekolwiek emocje na twarzy nastolatki, to właśnie mu się udało i mógł spoglądać na perfekcyjnie wymalowane na jej obliczu zaskoczenie i niedowierzanie. Panowała między nimi cisza, jakby ktoś nagle wyłączył dźwięk w ich życiach.
-Dlaczego?
W końcu jednak dziewczyna zajęła głos, przerywając tę dziwną chwilę między nimi. Loki odetchnął głęboko, uspokajając się, nim w ogóle odpowiedział.
-Bo mamy wiele wspólnego. Nie chcę czegoś takiego dla ciebie, co przeżyłem ja. Daj sobie pomóc...
-Nie. Nie jestem dla ciebie nikim ważnym, więc nie próbuj się o mnie troszczyć.
-Kto powiedział, że nie jesteś nikim ważnym?
-Ty, panie.
To w końcu zamknęło usta bogowi kłamstw, który nie mógł temu faktu zaprzeczyć. Często niestety powtarzał, że jest jedynie jego służącą i nikim więcej. Mówiąc to jeszcze nigdy nie przemyślał faktu, że jego słowa obrócą się przeciwko niemu. Chyba sobie tego nigdy nie wybaczy.
-Kłamałem. Jestem bogiem kłamstw.
-Więc skąd mam wiedzieć, że teraz nie kłamiesz?
-Nie możesz mieć pewności, że nie kłamię. Możesz jedynie mi zaufać, dać wiarę moim słowom teraz. Zależy mi na tobie i nie chcę, żebyś coś takiego robiła. Nie rań się i nie oddawaj sięnikomu innemu, poza mną.
-Czy to rozkaz?
-Prośba, którą mam nadzieję zrealizujesz.
-Rozumiem. Jeśli nie masz nic przeciwko, panie, oddalę się teraz i wrócę do moich obowiązków.
Loki skinął głową i po chwili został sam w swoich komnatach i zaczął myśleć o tym wszystkim. Jego głowa pełna była wielu różnych rzeczy i nie mógł sobie wybaczyć tego, że powiedział jej tyle okropnych rzeczy. Musiał to jakoś naprawić, jednak jeszcze nie wiedział jak.
Spokój jego wieczora został jednak zakłócony przez roztrzęsioną służkę, która w pewnym momencie zawitała nieproszona do jego komnat i znalazła w bibliotece.
-Panie, Marie...
Zaczęła, jednak głos jej się załamał i nie potrafiła przez chwilę wydusić z siebie ani słowa. Młodego księcia w jednym momencie ogarnęły okropne przeczucia, jednak udało mu się opanować.
-Gdzie ona jest?
Zapytał nadzwyczaj spokojnym głosem, zaskoczony, że w ogóle mógł się na to zdobyć w takiej sytuacji. Zauważył łzy na twarzy służki, jednak nie poganiał jej i cierpliwie czekał na odpowiedź.
-W swojej komnacie.
Loki dziękował sobie teraz w duchu, że od zawsze wiedział, gdzie każdy z służących ma komnaty i że po przyprowadzeniu Marie do Asgardu osobiście zatroszczył się o przydzielenie jej tych, które leżą najbliżej niego, ponieważ stojąca przed nim kobieta nie była w stanie już nic więcej powiedzieć i gdyby nie ta wiedza, musiałby zapewne dość długo czekać, by móc dowiedzieć się, co się stało. Teraz jednak zerwał się ze swojego miejsca i od razu pobiegł do komnat nastolatki, gdzie zastał jeszcze dwie inne, zapłakane służące, medyka i... samą Marie, przeraźliwie bladą, leżącą niczym martwa na swoim łóżku. Serce boga kłamstw zamarło na kilka sekund, nim zauważył, że jej klatka piersiowa rytmicznie unosi się i opada. Wtedy dopiero podszedł do jej łóżka, po drodze oddelegowując jeszcze obecne służące i poczekał, aż zamknęły się drzwi, nim cokolwiek powiedział.
-Co się stało?
To była chyba najważniejsza kwestia, przynajmniej w jego mniemaniu. Już wiedział, że dziewczyna żyje, nie musiał więc o to pytać.
-Służąca Anna znalazła ją w jej łazience. Całą we krwi. Marie podcięła sobie żyły. Szczęściem udało mi się ją uratować, dzięki szybkiej reakcji Anny.
Czarnowłosy westchnął ciężko i ujął w swoje dłonie dłoń swojej służącej. Słysząc, że próbowała ona popełnić samobójstwo, coś bardzo go wewnętrznie zabolało.
-Możesz już odejść. Dziękuję.
Odpowiedział po dość długiej chwili i wkrótce został sam na sam ze swoją sprowadzoną z Midgardu służącą. Nie wiedział, co ma zrobić i jak zapobiec tego typu sytuacjom w przyszłości. Wiedział jednak, że nie chce, by cokolwiek jeszcze jej się stało. Czuł potrzebę chronienia jej ale jednocześnie nie wiedział, jak ma się za to zabrać.
-Prosiłem, żebyś nic sobie nie robiła...
Wyszeptał cicho, załamany całą tą sytuacją bo nie mógł ukryć faktu, że dziewczyna stała się dla niego niezwykle ważna, mimo że za wszelką cenę starał się temu zaprzeczać. W końcu wstał ze swojego miejsca i zapominając kompletnie o słowach lekarza przeszedł do łazienki, chcąc przemyć sobie twarz zimną wodą. Widok, jaki tam zastał, ubódł go w samo serce niczym niezwykle ostry sztylet. Wanna oraz spora część podłogi spowita była jaskrawoczerwoną krwią. U stóp wanny leżał nóż, którym musiała podciąć sobie żyły - jeden z jego kolekcji, musiała go zabrać, gdy ostatnio u niego była. Przez jakiś czas nie mógł się ruszyć, wpatrując się w scenerię niczym z horroru, która malowała się przed jego oczami. W końcu jednak otrząsnął się i spojrzał na wciąż nieprzytomną nastolatkę z nieopisanym smutkiem wymalowanym na twarzy.
-Znajdę sposób, by ci pomóc, Marie. Obiecuję.
Szepnął, jednak nikt nie mógł go usłyszeć.
Komentarze
Prześlij komentarz