Pamiętnik wielkich zmian - Rozdział 20
Sorina czekała.
Mijały dni. Później tygodnie. Następnie miesiące, które w końcu zamieniły się w lata.
Ona jednak wciąż czekała. Szkoliła się w sztuce walki wręcz i magii.
Chciała, by rodzice byli z niej dumni, gdy wrócą. Chciała, by wuj pochwalił jej umiejętności. Chcać dowiedzieć się więcej o świecie, w którym przez jakiś czas mieszkali jej rodzice i z którego pochodzili ich przyjaciele, zaczęła doskonalić się w naukach Midgardzkich. Poprosiła jedną z służek o przyniesienie jej z Midgardu książek należących do Petera i czytała.
Czas więc mijał jej na czytaniu i czekaniu. W Asgardzie zapanowało bezkrólweie, ponieważ nie była jeszcze gotowa, by zasiąść na tron. Musieli czekać. Czekać, tylko na co? Po 46 miesiącach oczekiwania czekali już chyba jedynie na cud, bo nadzieja już dawno ich opuściła.
Czarnowłosa księżniczka siedziała więc spokojnie w bibliotece, gdzie najczęściej można było ją znaleźć i uważnie studiowała swoje książki, gdy do pomieszczenia wpadła zdyszana i podekscytowana służąca, z ledwością łapiąca oddech.
-K... księżniczko... So... So... Sorino...
Dziewczynka od razu podeszła do swojej podwładnej i uśmiechnęła się delikatnie, układając jej dłoń na plecach w uspokajającym geście.
-Spokojnie, weź głęboki wdech. Dlaczego tu biegłaś?
Zapytała cicho, starając się znaleźć jakikolwiek powód, dla którego jej służka miałaby się tak zachować, jednak nie potrafiła tego zrobić.
-Król i królowa... wrócili!
Dla Soriny wiadomość ta była niczym grom z jasnego nieba. Na początek sens tych słów wydał się jej kompletnie niezrozumiały, jednak gdy w końcu dotarło do niej, co to oznacza, od razu pobiegła do sali tronowej z sercem wypełnionym nową nadzieją i obawą, że mógł to być okrótny żart. Zdyszana i potargana stanęła w drzwiach sali tronowej i wpatrywała się w malującą się tuż przed nią scenę.
Na przyniesionych tam ławkach siedziała cała masa ludzi. Oczy wszystkich zwróciły się właśnie na nią a ona wzrokiem rozpaczliwie szukała swoich rodziców. Gdy w końcu ich zobaczyła, uśmiechniętych, tuż przy samym tronie, rzuciła się do nich biegiem i po chwili wpadła w ramiona ojca i matki, pozwalając łzą płynąć po policzkach.
-Mamo! Tato! Wróciliście.
Głos jej się załamywał, ale to nie było teraz ważne. Czuła znajome ciepło obejmujących ją ramion, słyszała bicice ich serc i wdychała tak znajomy zapach, który na zawsze kojarzyć będzie jej się z domem. Dom, nawet tak ogromny, jak złoty zamek, to nie dom bez ludzi, którzy go tworzą.
-Oczywiście, że wróciliśmy. Obiecaliśmy ci to.
Dopiero po bardzo długiej chwili rodzina rozdzieliła się i przyjrzeli się sobie nawzajem. Sorina z pewnością trochę zmieniła się przez te niemal cztery lata - odrobinę wydoroślała i miałą o wiele dłuższe włosy niż wcześniej, gdy wyjeżdżali. Jej rodzice z kolei wyglądali o wiele gorzej. Nawet poprzez zbroje widać było ich rany. Westchnęła ciężko na ten widok, jednak nie umniejszało to jej radości.
-Powinniście teraz odpoczywać. Dopiluję, aby niczego wam nie zabrakło. Oczywiście są też przygotowane miejsca dla żołnierzy z każdego świata i komnaty dla naszej rodziny. Wezwę służących, zajmą się wszystkim, również sortowaniem rannych. Mamy miejsca dla 100 000 ludzi.
-Kochanie... wielu ludzi zginęło. Nie zostało nas nawet tylu, chociaż było nas tak wielu... Thanos był niezwykle potężny. Niestety, nie mieliśmy szans by ponieść mniejsze straty. Musimy ogłosić wszystko ludowi. Będą czekać na wieści.
Vilde z rozczuleniem odgarnęła córce włosy za ucho jednak w jej głosie pobrzmiewał smutek na samą myśl o tym, co musi powiedzieć swoim podwładnym. Nie chciała dzielić się taką informacją.
-Ja się tym zajmę, mamo. Niczym się nie przejmujcie.
Po chwili po księżniczce nie było śladu a w korytarzu jeszcze przez chwilę rozbrzmiewały jej szybkie kroki. Loki objął swoją żonę i przysunął ją do siebie, całując w czubek głowy.
-Kiedy ona tak dorosła?
Zapytał cicho, chociaż doskonale znał odpowiedź. Po chwili sala tronowa wypełniła się służącymi, którzy od razu zaczęli zajmować się rannymi i prowadzić ich do odpowiednich pomieszczeń. Wielu z nich zostało odesłanych na dziedziniec, gdzie znajdowało się o wiele więcej żołnierzy a lud Asgardu w ciągu godziny został poinformowany o wieczornej przemowie księżniczki.
Gdy więc zapadł zmrok, ludzie zebrali się przed utworzonymi z magii telewizorami, by każdy mógł usłyszeć obwieszczenie powojenne. Punktualnie o 21 ich oczom ukazała się młoda księżniczka. Po chwili zaczęła mówić.
-Ludu Asgardu. Jak wiecie, 46 miesięcy temu moi rodzice, król Loki i królowa Vilde, poprowadzili liczne oddziały do walki z największym zagrożeniem, z jakim przyszło nam się do tej pory mierzyć. Całemu wszechświatowi zaczął zagrażać tytan Thanos, który chciał pozbawić życia połowę populacji na każdej z planet. Moi rodzice zebrali do tego starcia 95 000 As'ów, 200 000 wojsk midgardzkich, midgardzką grupę Avengers, 900 strażników zbrojnych, 20 magów z Midgardu, 10 000 Jothunów i 15 00 członków plemienia Wakandy z Midgardu. W sumie do walki o nasze życia staneło 320 940 osób. Tylu z nich gotowych było poświęcić się aby pozostałe miliardy istnień mogły dalej wieść spokojne życie. Dzisiaj powróciło 95 000 osób. Pożegnaliśmy 225 940 osób. To dzięki nim dzisiaj możemy żyć. To dzięki nim nic nam już nie zagrażało. Uczcijmy węc poległych minutą ciszy. 40 000 Asgardczyków. 704 strażników. 8 magów. 6573 Jothunów. Ponad 11 000 wojowników z Wakandy. I pozostałych, którzy nie przynależeli do większych plemion. Zachowajmy ich w naszych głowach ale również i w serach, bo dla nas zginęli. Jesteśmy winni im pamięć. Pamięć oraz szacunek. Proszę, wybaczcie nieobecność moich rodziców i wuja na dzisiejszym ogłoszeniu. Wszyscy są ranni i potrzebują odpoczynku. Uroczyśnie ogłaszam, że wszyscy, którzy powrócili, są pod opieką pałacu i naszych najlepszych specjalistów. Rodziny tych, którzy zginęli w przyszłym tygodniu dostaną od nas pisma. Rodzina królewska będzie chciała poznać was osobiście i zaopiekować się wami. Nie pozostawimy was samych ze stratą i ciężarem. Pamiętajcie, że nie jest ważne, czy ktoś pochodzi z Asgardu, Jotunheimu bądź Midgardu. Cztery lata temu wszyscy zjednoczyliśmy się jako rodzina. Tą rodziną pozostajemy również i teraz i pozostaniemy nią do samego końca. Rodzina trzyma się razem w każdej sytuacji. To na dzisiaj tyle. Pozostańmy zjednoczeni, mimo ogarniającego nas bólu. I żyjmy dla tych, którzy nam to umożliwili. Dobranoc.
Obwieszczenie, mimo że krótkie, odbiło się szerokim echem w każdym domu. Ludzie płakali i śmiali się. Świętowano zwycięstwo wojny i opłakiwano zmarłych. O nikim nie zapomniano i nikogo nie pominięto. Ludność jednoczyła się w żałobie i świętowaniu. A księżniczka mogła odetchnąć z ulgą wiedząc, że jej rodzicom już nic nie grozi.
Komentarze
Prześlij komentarz