Zaginiony książę - Prolog
Ta noc była ciemna i niezwykle zimna. Na dworze szalała burza, jakiej nawet najstarsi Asgardczycy nie pamiętali. Wszędzie było cicho i ciemno, całe miasto zdawało się być pogrążone we śnie. Jedynie w zamku wciąż paliły się światła a po korytarzach roznosił się rozdzierający krzyk oznajmiający, jak niezwykły ból przeżywa krzycząca osoba.
-Jeszcze trochę, skarbie, świetnie ci idzie.
Królowa była w swoim roboczym fartuchu, jej włosy w kolorze rdzy były w nieładzie a po czole spływały kropelki potu. Spojrzała z delikatnym, zmęczonym uśmiechem na leżącą czarnowłosą kobietę, pomiędzy której nogami własnie się znajdowała.
-Nie dam rady!
-Dasz, spokojnie. Już niewiele zostało. Już widać główkę.
Frigga starała się zachować spokój, chociaż nawet dla niej była to bardzo nietypowa sytuacja. Jeszcze nigdy nie odbierała tak trudnego porodu i musiała się skupić, by wszystko poszło dobrze. Martwił ją jednak fakt, że młoda kobieta, której poród właśnie odbierała, miała bardzo niewielkie szanse na przeżycie. Modliła się jednak, by zdąrzyła chociaż urodzić, nim nadejdzie jej czas, jeśli bowiem stanie się inaczej, cały proces stanie się o wiele bardziej skomplikowany.
Po kilkunastu kolejnych minutach w końcu po pomieszczeniu rozległ się cichy płacz a rudowłosa trzymała w ramionach dużego jak na noworodka ale zdrowego chłopca, którego błękitna skóra powoli przybierała ciepły, cielisty odcień, lekko zaróżowiony w niektórych miejscach. Po kilku sekundach wyglądał zupełnie jak normalne, asgardzkie dziecko, chociaż wciąż było trochę za duże, jak na noworodka. Podeszła do dyszącej ciężko z wysiłku i mokrej od potu asgardianki i pokazała jej dziecko.
-Ma twoje oczy, mieni się w nich ta sama, piękna zieleń.
Oznajmiła z uśmiechem, jednak młoda mama nie miała nawet siły by dotknąć swego syna. Próbowała się uśmiechnąć ale nawet ten gest był dla niej zbyt dużym wysiłkiem.
-Jego... jego ojcem jest... Farbauti... król Jotunów.
Wyszeptała ciężko, próbując złapać oddech, co było dla niej coraz cięższe. Wydanie na świat pół-olbrzyma było wysiłkiem ponad jej siły i Frigga już widziała, że nie będzie w stanie jej pomóc.
-Laufey, proszę, wytrzymaj to. Zaraz dotrze więcej medyków, na pewno ci pomożemy. Sama nie dam sobie rady.
Królowa nie chciała, by jej przyjaciółka przypłaciła życiem wydanie na świat potomka. Wiedziała jednak, że jej prośby pójdą na marne. Widziała to po zielonych oczach Laufey, które powoli gasły.
-Daj mu... na imię... Loki.
Poprosiła jeszcze, nim jej powieki opadły, przesłaniając spojrzenie na świat a potem jej ciało znieruchomiało. W błękitnych oczach Friggi wezbrałby łzy, ale wiedziała, że musi być silna, by móc zająć się noworodkiem. Uśmiechnęła się do niego i starała się przełknąć rosnącą gólę w gardle, kołysząc dziecko w swoich ramionach.
-Nie przywiązuj się do niego. Zostanie zamknięty w przygotowanej dla niego komnacie. Zajmą się nim służące.
Usłyszała za plecami a gdy się odwróciła ujrzała surowe oblicze swego męża. Czuła, jak cała krew odpływa jej z twarzy a serce na moment zaprzestaje pracy.
-Proszę, nie rób tego. To tylko dziecko...
-To potomek Farbautiego! Dostanie tytuł księcia Asgardu, wezmę go pod swoją opiekę ale ma pozostać w zamknięciu z dala od wszystkich. Koniec dyskusji.
To powiedziawszy wyszedł z pomieszczenia, zostawiając swoją małżonkę z podwójnie złamanym sercem, korzystającą z ostatnich chwil w których mogła trzymać w ramionach malca, który pozostał jej po jej przyjaciółce.
Komentarze
Prześlij komentarz