Zaginiony książę - Rozdział 7
Loki tego dnia nie zamierzał być delikatny dla swojej nałożnicy. Po użyciu wszelkich znanych mu technik, jakie przyszły mu do głowy i użyciu przede wszystkim pasów, które wyjał z szafy, dziewczyna leżała na łóżku nie będąc w stanie wykonać niemal żadnego ruchu. On z resztą też był wykończony ale podniósł się tylko po to, by móc spojrzeć na okrytą cienką pościelą czarnowłosą i pogłaskać opuszkami palców po zarumienionym policzku. Służąca w odpowiedzi uśmiechnęła się do niego i próbowała się podnieść chociaż do siadu, jednak jej ramiona odmówiły posłuszeństwa i opadła na poduszki.
-Przepraszam, byłem zbyt brutlany.
Przyznał z autentycznym żalem, wiedząc że poniosło go mimo iż dziewczyna wręcz krzyczała pod nim z rozkoszy, jaką mimo wszystko udało mu się ją obdarować.
-Nie prawda, byłeś taki jak chciałeś być. Poza tym... podobało mi się.
Odpowiedziała zdyszanym, lekko zachrypniętym od wykrzykiwania jego imienia głosem. Bóg psot przejechał językiem po swoich wargach, przypominając sobie jak jego imię brzmiało w jej ustach, gdy nie potrafiła opanować drżenia swego ciała od pieszczot, jakimi ją obdarowywał. Ujął jej dłoń w swoją, decydując się porozmawiać z nią o czymś, co od dawna nachodziło jego myśli.
-Silje, wyznaj mi szczerze, co o mnie myślisz? Co do mnie czujesz?
Poprosił ją o to słowem wstępu po czym złożył pocałunek na idealnie wypielęgnowanej, bladej dłoni. Widział zaskoczenie w błękitnych oczach i widział, jak nastolatka spuszcza wzrok, nie chcąc udzielać mu żadnej odpowiedzi. Niemniej też nie miała zamiaru pozostać milcząca.
-Nie mogę udzielić ci takiej odpowiedzi, gdyż byłaby ona wysoce niestosowna, zważając szczególnie na różnicę naszych statusów społecznych.
Jakże przemyślana i stonowana odpowiedź, ukrywająca jednocześnie prawdziwe myśli. Wiedział, że dokładnie tak odpowie, jednak wiedział też, że nastolatka nie jest szczera. Zdąrzył ją poznać na tyle by znać jej myśli, nawet jeśli sama nie zdawała sobie z nich do końca sprawy.
-Więc pozwól, że ja wyznam ci swoje uczucia. Jesteś mi najbliższą osobą i przez długi czas myślałem o tobie jedynie jak o przyjaciółce. Jednakże moje uczucia z czasem zaczęły się zmieniać, które koniec końców stały się powodem, dla którego po raz pierwszy zaprosiłem cię do mego łoża. Muszę szczerze przyznać, że zakochałem się w tobie i jest to bezsprzecznie silne uczucie, którego nie jestem w stanie się wyprzeć.
Odpowiedział widząc coraz większe zaskoczenie oraz rumieńce malujące się na twarzy jego rówieśniczki, jednak po roziskrzonych widział, że jej uczucia w cale nie były różne od jego własnych. Czekał tylko, aż dziewczyna się do tego przyzna i przestanie je ukrywać.
-Nie jest to jednak dozwolone, Loki. Wiesz o tym. Król nigdy nie da nam przyzwolenia.
-Nie dbam o to, co powie król. Dbam jedynie o twoje zdanie. Zostaniesz moją księżniczką?
Takiego pytania zadanego wprost nie mogła zignorować. Nastolatka przez chwilę wahała się i zagryzła wargę gdy rozważała, czy ta decyzja będzie słuszna.
-Jeśli tego chcesz... z przyjemnością.
Odpowiedziała w końcu ale chwilę później nie mogła nic mówić, bo jej wargi zostały zajęte zupełnie czymś innym. Dopiero po dłuższym czasie dane jej było odzyskać zdolność mówienia a Loki, jak na troskliwego księcia przystało, przygotował dla niej kąpiel, do której ją zaniósł w pozycji na księżniczkę. Troskliwie pomagał jej się umyć dbając o każdy skrawek bladego, w tym momencie troszkę poobijanego ciała, na którym powoli zaczynały wykwitać siniaki. W pewnym momencie westchnął cicho i spojrzał w bladą twarz swojej ukochanej.
-Powinniśmy mieć jakiś sygnał, żebyś mogła dać mi znać, gdyby coś było nie tak.
Oznajmił, zaskakując swoją partnerkę, która spojrzała na niego ze zdziwieniem i niedowierzaniem.
-Co masz na myśli?
-Jeśli czułabyś się zagrożona bądź gdyby ktoś ci zagrażał, powinnaś mieć możliwość dać mi znać o tym również na forum, nie tylko będąc ze mną sam na sam. Gdyby cokolwiek było nie tak. Dwa znaki, które mogą nas uratować, które mnie o tym poinformują. Które znać będziemy tylko my.
Odpowiedział z uśmiechem, dotykając jej policzka i pozostawiając na nim odrobinę piany z kąpieli.
-W porządku. Co to powinno być?
-Coś prostego. Co powiesz na to, żeby niewerbalnym symbolem było... gdy podrapiesz się po prawej stronie szyji. Trzy razy.
-W taki sposób?
Dziewczyna uniosła prawą dłoń do bladej skóry i wykonała gest, uśmiechając się lekko.
-Dokładnie. Jednak musimy mieć też werbalny sygnał. Jakieś słowo. Co to powinno być?
Pytanie zadał do ich obojga, samemu zastanawiając się przez chwilę, co powinno być ich umownym sygnałem. Czymś, co pozwoli im się zorientować, jeśli będą w niebezpieczeństwie.
-Może Laufey? Imię twojej matki. Nikt go tu raczej nie używa, nie będziesz więc go słyszeć często.
-W porządku. Będzie pasować. Obiecujesz, że cokolwiek cię zaniepokoi, dasz mi znać? Musimy być szczególnie uważni.
-Obiecuję.
Chociaż Loki w życiu by się nie przyznał, w tym momencie odetchnął z ulgą. Wiedział, że dzięki temu będzie miał większą kontrolę nad bezpieczeństwem swojej partnerki i będzie mógł chronić ich oboje. Nawet jeśli ojciec go nienawidził, matka ani Thor go nie zdradzą. Na razie. O ich wierności przekona się w swoim czasie, jednak był pewien że tę dwójkę owinął sobie wokół palca. Od ponad 300 lat pieczołowicie nad tym pracował. Dzisiejsza kłótnia nie pokrzyżuje jego planów.
-O czym myślisz, Loki?
Usłyszał cichy, delikatny głos a gdy jego wzrok uniósł się na ozdobioną delikatnym uśmiechem twarz, sam się uśmiechnął, delektując się obrazem tej iście anielskiej twarzyczki.
-O tym wszystkim, co się dzisiaj wydarzyło. To był długi dzień. Byłbym wdzięczny, gdybyś mogła zostać przy mnie dzisiejszej nocy.
-Zrobię wszystko, o co poprosisz. Wiesz o tym.
Odpowiedziała i przyciągnęła boga psot do pocałunku, starając się odgonić jego myśli od czegokolwiek innego, niż to, co jest tu i teraz.
***
Dopiero następnego dnia rano pozwolił, by jego matka wkroczyła do jego komnat. W myślach wciąż poprawiał się, że to nie jego prawdziwa matka ale nie przychodziło mu to łatwo. Mimo wszystko to ona była przy nim przez te wszystkie lata i nieraz broniła przed rozwścieczonym królem. Kobieta wpadła więc do jego komnat zaraz po tym, jak na to zezwolił, od razu wpadając jak burza do jego sypialni z zaschniętymi łzami i zmęczeniem na pięknej twarzy, świadzczące o nieprzespanej nocy. Widział, że chciała zamknąć go w ramionach, jednak w pół kroku zatrzymała się, patrząc niepewnie na syna.
-Loki, synu...
Zaczęła jednak widząc niewzruszenie na jego twarzy przerwała. Zauważyła krzątającą się w sypialni prywatną służącą księcia i machnęła na nią ręką.
-Zostaw nas, prosze, samych.
Odezwała się, jednak jeden ruch ręki Loki'ego wystarczył, by stanęła w pół kroku.
-Dokończ to, co robiłaś, nie przejmuj się.
Ton kierowany do nastolatki był zdecydowanie delikatniejszy niż ten, którego używał w stosunku do swojej matki, jednak kompletnie się tym nie przejmował. Królowa doskonale wiedziała, dlaczego jest zły i nie powinna była się denerwować o takie drobiazgi.
-Chciałaś ze mną o czymś porozmawiać?
Odezwał się po dłuższej chwili, chcąc mieć to w końcu za sobą. Nie chciał tracić całego poranka na tak niezręczne i niepotrzebne rozmowy.
-Owszem, wolałabym jednak zrobić to na osobności.
-Możesz mówić teraz albo w cale. Nie mam zamiaru tracić całego dnia na tego typu gierki. Dalej chcesz mnie okłamywać? Jakie kłamstwo wymyślisz tym razem?
Jego wzrok i jego ton, postawa jego ciała - wszystko wyrażało wściekłość, jaką odczuwał w stosunku do swojej rodzicielki. Zauważył malujący się na jej twarzy smutek, jednak kompletnie się tym nie przejął, chcąc zakończyć to jak najszybciej.
-Nie mam zamiaru cię okłamywać.
-A to coś nowego w naszej rodzinie. Przepraszam, w waszej rodzinie.
-Nie mów tak, Loki. Zawsze traktowałam cię jak syna.
-Nie sądziłem, że okłamywanie dziecka jest wychowawcze.
-Masz dopiero 1000 lat! Jesteś zdecydownaie zbyt młody, by rozmawiać z tobą o takich rzeczach.
-Jestem na tyle dojrzały, by uprawiać seks i mieć nałożnic więcej, niż byłbym w stanie zliczyć, jestem wystarczająco dojrzały, by rządzić królestwem ale jestem zbyt młody, by powiedzieć mi o tym, że jestem adoptowany?! Żartujesz sobie ze mnie?!
Frigga doskonale widziała wściekłość malującą się na twarzy jej syna. Kątem oka zauważyła, jak sprzątająca po śniadaniu służąca niemal w popłochu uciekła z komnat, zatrzaskując za sobą drzwi. Ona również miała ochotę to zrobić, jednak była pewna, że jej syn nic jej nie zrobi.
-W porządku, masz rację. Popełniliśmy błąd nic ci o tym nie mówiąc. Przepraszam.
Czekała w napięciu zastanawiając się, czy jej syn jej przebaczy czy też rozpęta się istne piekło. Już od dawna przewyższał ją w magicznych umiejętnościach, w walce dorównywał swemu starszemu bratu a przebaczenia... miała nadzieję, że nie brał przykładu z króla Asgardu, bo jeśli tak - będą z tego spore kłopoty. Obserwowała, jak chłopak odetchnął głęboko i powoli wypuścił powietrze z płuc, uspokajając się. Wyraz jego twarzy jednak kompletnie się nie zmienił - wciąż była niczym wykuta w kamieniu.
-Przeprosiny przyjęte. Co nie zmienia faktu, że czuję się głęboko zraniony i zdradzony. Póki co nie chcę was widzieć. Przekaż to reszcie, proszę.
-Loki, synku...
-Nie chcę was na razie widzieć. Tylko moja służąca ma prawo przebywać teraz w moich komnatach. Nikt więcej. Dajcie mi chociaż trochę czasu i przestrzeni, jeśli będziecie naciskać, zwrócę się przeciwko wam i nie okażę litości.
Pomiędzy dwójką czarodziejów na moment zapanowała niczym nieprzerwana cisza w której można by usłyszeć brzęczenie muchy w przylegającej do sypialni czytelni, gdyby takowa wpadła do pomieszczenia.
-W porządku. Damy ci tyle czasu ile ci potrzeba. Mam jednak nadzieję, że niedługo wrócisz chociaż na wspólne posiłki. Dla mnie nic to nie zmienia, wciąż jesteś moim synem. Przemyśl sobie to.
Odpowiedziała i wyszła z komnat z ciężkim sercem, nie wiedząc, że gdy tylko zamknęły się za nią drzwi, Loki opadł zupełnie bez sił na łóżko i schował twarz w dłoniach, ledwo powstrzymując płacz mający być pieśnią rozpaczy i złamanego serca oraz samotności, jaka nagle go ogarnęła. Powstrzymał jednak łzy i zakazał sobie odczuwając te emocje. Wiedział, że nie może sobie pozwolić na słabość. Nie teraz. Jest w stadzie lwów w którym tylko kilka osób jest mu przyjaznych. Jeśli okaże to, co go boli, zostanie zaatakowany, sprowadzony do parteru i pokonany. Musi pozostać silny. Nie był już odpowiedzialny tylko i wyłącznie za siebie. I chyba ta myśl była tą, która dodawała mu najwięcej sił.
Komentarze
Prześlij komentarz